piątek, 27 lutego 2015

Pierwszy



          Słońce. Skwar. Duchota. Kilka godzin w autobusie z kapryśnie działającą klimatyzacją. Wysiadła. Wdychała już gorsze powietrze, ale też i lepsze. Trudno. Wytrzyma tu te kilka dni. Potem może zabawi u przyjaciółki w Łodzi. O tak. Doskonały pomysł na relaks po harówce. Gdyby jeszcze za to płacili…. Niestety musiała dotrzeć tu na własny koszt, na własny koszt się wyżywić i wrócić. Może w przyszłym roku trafi się jakiś zagraniczny wyjazd? Trzeba pomyśleć o odłożeniu pieniędzy.

          Szatynka rozejrzała się wokół siebie. Przystanek PKS Bełchatów. Mekka mioceńskiego węgla brunatnego w Polsce. Dlaczego zapachniało jej dziurą, taką zabitą dechami? Aaa… No tak. Dlatego, iż nie mogła tu dotrzeć pociągiem. Pokręciła tylko głową, po czym złapała swoją walizkę i zaczęła się kierować do miejsca zakwaterowania.

          Miasto, małe bo małe, miało niebawem gościć 150 studentów geologii. Niektórzy z nich może byli spragnieni wiedzy, reszta innych rzeczy i procentowych napojów. Nikt nie zamierzał pilnować 24/7 pełnoletniego stada baranów. Niech robią, co chcą, ale na zajęciach mają być trzeźwi. Inaczej wypad, a w najgorszym wypadku waruneczek i chudszy portfel.

          Ku wielkiej rozpaczy, nie mogła wykorzystać jedynego plusa tego wyjazdu. Hala Energia. W trakcie ich praktyk nie odbywał się żaden mecz. Mogła sobie pluć w brodę, że była tak blisko i nic z tego. Może chociaż przespaceruje się w okolicę. Dobre i tyle.

          Kilka znajomych twarzy na spotkaniu organizacyjnym stwarzało możliwość bytowania w pokoju z kimś w miarę normalnym. Zwariowałaby, gdyby jeszcze po godzinach zajęć musiała się użerać z jakimiś paniusiami. Skoro ona zmieściła się w małą walizkę, to reszta też powinna sobie poradzić bez tragarza.

- Anka, ty tu na miesiąc zostajesz? - skomentowała torbę koleżanki.
- Bardzo śmieszne. Najchętniej już bym wróciła do domu.
- Trzeba było nie przyjeżdżać.
- I nie zdać roku, pozdro.

          Pokój nr 8 posiadał 4 łóżka, stolik, szafę, łazienkę, telewizor i jak najmniej wolnej przestrzeni. Dziewczyna przewróciła oczami i zajęła łóżko z kontaktem przy ścianie. Nie wiedziała, jak wytrzyma jej telefon, będąc w stałym kontakcie esemesowym z Aleksandrą.

          Względnie rozpakowane, rozgoszczone, opuściły hotelik w poszukiwaniu najzwyklejszego spożywczaka. Pod tym względem miasto nie okazało się w tyle i szybko zrobiły zapasy żywieniowe na najbliższy czas. Marta rozglądała się za lokalami, w których mogłaby zjeść ciepły posiłek zamiast zupki chińskiej w zaciszu pokoju. Nie skomentowała decyzji koleżanek o oszczędzaniu na jedzeniu.

          Gdy po spotkaniu organizacyjnym rozłożyła się wygodnie na łóżku, sięgnęła po telefon. Szatynka dowiedziała się o wszystkich możliwych sposobach na śmierć, kalectwo bądź rany w trakcie praktyk oraz co ich czeka w przeciągu kolejnych dni.

“Chyba ci zazdroszczę pozostania wśród cywilizacji. U mnie raczej bez atrakcji.”


~~~~


          Mrużąc oczy, wstała powoli z łóżka i wyłączyła budzik w telefonie. Niby przywykła do porannego wstawiania na zajęcia, ale na pewno nie planowała takich ekscesów w trakcie wakacji. Wszystko za sprawą praktyk w jednym z łódzkich szpitali.

          Kawa była jedyną rzeczą, którą wlała w żołądek o poranku. Jedzenie kanapek odłożyła na przerwę na drugie śniadanie. Krótka podróż tramwajem i stanęła w drzwiach miejsca przeznaczenia. Szybko wydobyła z torby dokumenty potwierdzające jej cel wizyty.

          Recepcjonistka okazała się wyjątkowo rozgarnięta i poinformowana. Natychmiast wklepała jej dane do komputera, po czym odesłała do potencjalnego opiekuna. Brunetka podążyła za wskazówkami na drugie piętro, przyglądając się numerom na poszczególnych drzwiach. Jedne z nich niespodziewanie się otworzyły. Aleksandra złapała się za głowę.

- O matko, najmocniej przepraszam - rozległ się przepraszający ton.
- Jeszcze żyję. Tylko wyjdzie mi okropny siniak - jęknęła.
- Nie ma co, ładnie rozrabiam w pierwszy dzień. Na pewno wszystko w porządku?
- Też dzisiaj zaczynasz? - podchwyciła zaskoczona dziewczyna.
- Praktyka z fizjo. - Uśmiechnął się. - A ty?
- Teraz wiem, że chciałeś wykończyć konkurencję - zaśmiała się.
- Ooo, nigdy w życiu. Maciek - wyciągnął szybko rękę.
- Ola. Do zobaczenia - zniknęła za drzwiami.

          Faktycznie, poranny winowajca miał być jej towarzyszem w odpracowaniu odpowiedniej liczby godzin. Małe pocieszenie, bo jakoś trzeba będzie przetrwać w szpitalnej atmosferze. Pierwszego dnia tylko ich wprowadzono w obowiązki, a nawet przez kolejne dni mieli jedynie obserwować.

          Przyszła tu z zamiarem nauczenia się czegokolwiek. Może kiedyś będzie u nich pracować? Należało zrobić dobre wrażenie. Nowy kolega chyba bardziej chciał zrobić wrażenie na niej. Tylko się uśmiechała, bo nie wiedziała, co z nim począć.

“Nie ma czego. Szpitalne zapaszki przyprawiają tylko o wymioty. Wypatruj siatkarzy :)”


~~~~


          Wysoka brunetka kroczyła chodnikiem w butach na wysokich obcasach. Kilku mężczyzn odwróciło się z zainteresowaniem, ale ona nie szukała adoratorów. W końcu trwała w stałym związku i tak się też zachowywała. Niewierność to ostatnia rzecz, która przyszłaby jej do głowy.

          Już od progu mieszkania napotkała buty swojego chłopaka, błąkające się po całym korytarzu. Przyznała w myślach, że on niedługo będzie miał ich więcej niż ona. Pokręciła głową, odkładając obuwie na półkę. Sama rozpakowała zakupy, obmyślając plan na kolację. Brunet zapewne spał, a niedługo wyjdzie na trening.

          Inga zerknęła na kalendarz. Jedyne święto, które kojarzyło jej się tym miesiącem, to urodziny mamy. Telefon leżał na blacie stołu, ale nie czuła się pewnie, gdy po niego sięgała. Czy w ogóle odbierze? W końcu tyle czasu nie rozmawiały.

- Słucham?
- Cześć, mamo - odparła ostrożnie dziewczyna.
- Ach, to ty - głos rodzicielki nie opływał w optymizm.
- Chciałam ci życzyć wszystkiego najlepszego w dniu urodzin - zaczęła szczerze.
- Kto dzwoni? - w tle rozległ się męski głos.
- Ktoś z życzeniami - odpowiedziała kobieta, co doskonale było słychać. - Dziękuję, nie musiałam się wysilać. Czegoś ci potrzeba, że dzwonisz?
- Mamo, nie chodzi mi o nic…
- Oczywiście, przecież twój chłoptaś nieźle zarabia - przerwała córce. - Dziwię się, że zadowala cię rola utrzymanki.
- Nie jestem niczyją utrzymanką. Pod latarnią też się nie sprzedają, więc daruj sobie takie teksty. Chciałam być miła, ale nie zamierzam dać się obrażać. Do widzenia.

          Rzuciła słuchawką i ciężko opadła na fotel. Kiedyś pobiegłaby do chłopaka i wtuliłaby się w niego mocno. Kiedyś. Jej rodzice nigdy nie popierali tego związku, a zwłaszcza ojciec. Zgodzili się na ich wspólne wakacje, ale gdy potem usłyszeli, że ich córka zamierza się wyprowadzić do innej części Polski, obrazili się prawie śmiertelnie.

          To był trudny związek, ale zawsze mieli siebie, by przekonywać się o słuszności podejmowanych kroków. Teraz i tego brakowało. Stracili swoja bliskość, zrozumienie i wsparcie. Oboje w głębi serca marzyli o miłości z wcześniejszych lat ich znajomości.


~~~~~~~~~~


Takie coś wleciało Martittcie do głowy i nie chce wylecieć ;)
Zaczynamy od zacnych bohaterek, kolejny będzie o panach.

Kolejne dziś wyrazy uwielbienia dla Lady Spark za szablonowe cuda :* Obym nigdy nie dostała pińcet wersji kolorystycznych do wyboru i oby róż przestał mnie kochać ;)

To co o tym myślicie, Moi Drodzy? Zostajecie?

;-)