sobota, 30 maja 2015

Szósty

- Oszaleć idzie, naprawdę – westchnęła Ola do słuchawki.
- Nie przejmuj się, jutro ostatni dzień. Może dostaniesz mniej problemowego pacjenta – zaśmiała się przyjaciółka.
Obie leżały już w łóżkach, zmęczone  trudami dnia. Wspólne rozmowy stanowiły znaczącą otuchę w wytrwaniu do końca w niezbyt sprzyjających warunkach. Jeśli zawodziły osoby pod ręką, zawsze mogły  liczyć na siebie. Od października zaczną się regularnie widywać w Łodzi.
- Łatwo ci mówić, bo Nicolas się zachowuje jak książę na białym koniu, a nie jak zły czarnoksiężnik – rzuciła niższa z dziewczyn.
- Nie zaczynaj – roześmiała się druga.
- Wiesz, jakie masz szczęście? Mi się to w głowie nie mieści – westchnęła.
- Mi tym bardziej. Właśnie. Nie pracujesz w niedzielę, to przyjedź po mnie, skoczymy na tą imprezę – zachęcała Marta, powoli układając plan działania.
- Kogoś tu ciągnie do kolejnego spotkania.
- Nie chcę być niemiła. Chociaż się z nim przywitam i tyle. Na pewno będzie miał swoje grono do zabawy.
- Jaaasne. Przemyślę to jeszcze, kochana. Może powinnam się odstresować – zamyśliła się łodzianka.
- Liczę na pozytywne rozpatrzenie sprawy!

- To mówisz, że idziemy na imprezę? – zagadnęła Emilia, podnosząc się na łokciu z pozycji leżącej.
- Jak tylko masz ochotę – koleżanka odpowiedziała jej uśmiechem.
- Pewnie, że tak. Idealne zakończenie męki! Laski, też idziecie? – stuknęła w łóżka współlokatorek.
- Ja już kupiłam bilet na niedzielne popołudnie, nie zamierzam tu zostać nadprogramowo – skrzywiła się Anna.
- Ja tak samo – jęknęła Roksana.
- Martuś, to zaprosisz tych swoich nowych kolegów z roku, co?
Szatynka roześmiała się serdecznie.

~~~~

Inga ostatnimi resztkami dobrej woli powstrzymywała się przed  ucieczką z błękitnego korytarza. Od słowa do słowa trafiła w końcu do edukacyjnej placówki z wakatem nauczycielskim. Naprawdę, życiowe towarzyszki siatkarzy z aprobatą podeszły do jej pomysłu, ciesząc się na odmłodzenie grona pedagogicznego.
Niestety nie zastała od razu dyrektorki i zmuszona była poczekać. Żałowała, że nie zabrała ze sobą żadnej książki, która umiliłaby jej czas. O mało nie parsknęła śmiechem, gdy powróciła myślami do ostatnich rozmów ze swoim chłopakiem. Uczepił się tematu dziecka, jak rzep psiego ogona. Stanowiło to kompletny kontrast z jej staraniem o pracę. Notabene, zainicjowanymi przez samego pana Wronę.
Na szczęście strach jej nie sparaliżował, a podczas rozmowy o pracę wywarła tak dobre wrażenie na sędziwej pani dyrektor, iż ta z miejsca zaniechała dalszych poszukiwań. Sekretarce zlecono natomiast anulowanie kolejnych spotkań.

- Kochanie, oto przed tobą nowa członkini ciała pedagogicznego – wyśpiewała brunetka od progu.
Zaspany siatkarz zjawił się w korytarzu z niezbyt wyraźną miną i fryzurą w nieładzie.
- Eee… Gratulacje? – wychrypiał nieporadnie.
- Czuję się, jakbym żyła z niemowlakiem. Tylko śpisz i jesz, kiedy jesteś w domu – załamała ręce.
- Inga, no – jęknął.
- Już dobrze, mój ty duży chłopczyku – podeszła do ukochanego po buziaka w usta.
- Powinniśmy jakoś uczcić twój sukces – odparł, zaplatając dłonie za jej plecami.
- Czekam na propozycje.
- Dzisiaj proponuję romantyczną kolację, a pojutrze imprezę w siatkarskim gronie – Andrzej uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z siebie.
- Zgadzam się tylko z pierwszą częścią, ale pozwalam ci iść się pobawić w pojedynkę. Ja raczej spędzę weekend na przysposobieniu się do nowego zajęcia.
- Nie rób mi tego. Znowu nie będę miał z kim tańczyć przytulańców – mruknął brunet, drapiąc ją swoim zarostem po policzku.
- Myślę, że kandydatek będziesz miał dość i zawsze masz niezawodnego Karollo – zażartowała.

~~~~

Dlaczego tak łatwo w jej umyśle zakiełkowało milion myśli o Nicolasie? Byli sobie prawie kompletnie obcy, bo co ona o nim wiedziała? W drodze na miejsce porannej zbiórki przeczesywała w myślach zawartość swojej torby. Czy miała tam cokolwiek imprezowego? Przecież musiała jakoś wyglądać, co najmniej przyzwoicie.
- A twój nowy znajomy też będzie? – Nagle wyrosła przed nią bezczelnie uśmiechnięta twarz Leszka.
- Bardzo możliwe. Wpadł ci w oko? – odparowała bez ogródek.
- Martix, od kiedy ty taka wyszczekana? – zrobił duże oczy. – Aha, zazdrosna samica.
- Daj spokój – prychnęła, przeciskając się między ludźmi do przodu.
- Czuję w kościach, że jednak się pojawi – krzyknął za nią.
Tylko westchnęła, rozglądając się za kimś innym do rozmowy.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taka fanka siatkówki – usłyszała obok siebie głos kolegi.
Odwróciła głowę w jego stronę. Myślała, że ich kontakty zakończyły się na udzieleniu mu korepetycji. Owszem, widywała go często od tamtego razu, ale znajomość nie zyskała na żadnej zażyłości. Wybrał się z nimi na mecz, lecz dziewczyna starała się jak najmniej uwagi poświęcać jego osobie. W końcu na boisku znajdował się wtedy ktoś znacznie ciekawszy.
- U ciebie to też dla mnie nowość – odpowiedziała.
- Wolę koszykówkę, ale zawsze to ciekawsze niż siedzenie w pokoju – uśmiechnął się Jacek.
- Nie martw się. Więcej nie będziesz tu tkwić. Koniec męczarni – powiedziała pocieszająco.
- A ta impreza? – zagadnął.
- Wybierasz się? – zdumione spojrzenie szatynki wiele wyrażało.
- Czemu nie. Mam nadzieję, że się zobaczymy. – Lekko dotknął jej ramienia i zniknął wśród reszty studentów.
Marta na chwilę odpłynęła myślami podczas krótkiej przerwy na drugie śniadanie. Nie była głodna. Popatrzyła w stronę Jacka, który siedział z kolegami, pałaszując kanapki. Jeszcze niedawno chłonęła każde jego słowo, szukała jego sylwetki na uczelni. Dzisiaj, kiedy w końcu porozmawiali, nie poczuła ekscytacji. Ba, nie zależało jej. Przestał się jej podobać? Być może… Teraz zupełnie kogoś innego będzie wypatrywać jutro.

~~~~

Aleksandra odczuwała jednoznaczne intencje Macieja, który w ostatnich dniach proponował różne wyjścia. Zazwyczaj się zgadzała, odmawiając jedynie sobotniego wyjścia na miasto. W końcu miała uraczyć przyjaciółkę w niedzielę swoją obecnością.
Wchodząc do znajomej sali, pomyślała że to ostatni dzień pobytu „wielkiej gwiazdy”. Chociaż nie myślała o nim już jako o wrzodzie na tyłku, mimo wszystko miło będzie odetchnąć i  się nie martwić.
- Cześć! – usłyszała pogodny głos siatkarza i o mało nie przewróciła się z wrażenia.
- Dzień dobry – odwzajemniła lekki uśmiech. – Najpierw na chwilę lód, bo jeszcze nikt u ciebie nie był z okładem, później poćwiczysz, a potem znowu będziesz spacerował jak dziadek z balkonikiem – pokusiła się  o zgryźliwy żarcik.
- Gdyby każdy balkonik był taki… - otaksował wzrokiem sylwetkę praktykantki, wprawiając ją w zawstydzenie.
- Pamiętaj, to ja mam przewagę – rzuciła, przykładają mu na stopę przez ręcznik lód i zostawiając szarfę do samodzielnego ćwiczenia stopy.
W drzwiach zderzyła się ze swoim kolegą, który natychmiast ją złapał.
- Szukałem cię – zaśmiał się, całując szatynkę w policzek.
- Tak? Coś się stało?
- Mam coś dla ciebie – wyciągnął w jej stronę skromny bukiecik stokrotek.
- To dla mnie? Piękny – szybko podniosła go do nosa i zaciągnęła się zapachem. Blondyn postukał palcem w swój policzek. Ola natychmiast w wyrazie wdzięczności go tam pałowała.
- Ekhem! – rozległo się za ich plecami. – Jakbym chciał pooglądać romansidła, to bym sobie włączył telewizor.
Dziewczyna szybko się skonstatowała i wyszła z pomieszczenia. Maciek uśmiechnął się złośliwie do sportowca.
- Czyżby ktoś tu nie miał dziewczyny?

Połowa dnia upłynęła jej na żartach i pogaduszkach z towarzyszem niedoli. Nawet podczas pracy potrafili się nawzajem rozbawić, przy okazji poprawiając humor pacjentom. Wyjątkiem był Włodarczyk, który na śmiechy wspomnianej dwójki reagował jak byk na czerwoną płachtę. Na szczęście popołudniu ktoś odbierał go ze szpitala.

Siatkarz krzątał się w koło swojego łóżka. Niedawno zjawił się fizjoterapeuta z bełchatowskiej drużyny, który zabierał go do jego mieszkania, a przy okazji poszedł przedyskutować z lekarzem dalszą rekonwalescencję. Na szczęście skręcenie ledwie kwalifikowało się na 2 stopień, więc czekało go krótkie usztywnienie stawu. W łazience chłopak przebrał się we własne rzeczy. Niestety to praktykant przyszedł zabandażować mu stopę i założyć usztywnienie.

Usiadła w pomieszczeniu dla personelu, by wypełnić kilka papierów. Nikt nie przeszkadzał jej w skupieniu się, więc szybko dopełniła formalności.
- Ja już uciekam. Jadę się pokazać w domu – wpadł Maciej.
- Och, no to szczęśliwej podróży i do zobaczenia – uśmiechnęła się szatynka.
- Pa, Olcia – poczuła szybki całus w policzek. Patrzyła za znikającym kolegą, ciesząc się sama do siebie.
- Naprawdę myślisz, że mu zależy? To jest niby romantyczny facet? – w drzwiach zjawił się Włodarczyk ubrany w klubowy dres i z kulami u boku.
- Co ty tu robisz? – spytała zaskoczona.
- Chciałem podziękować za opiekę. Czekają na mnie na parkingu – oznajmił łagodnym tonem.
- Myślałam, że czyhałam na twoje zdrowie i karierę – spojrzała na chłopaka uważnie.
- Daj spokój – machnął ręką.
- No tak, po tobie wszystko spływa – westchnęła, chcąc minąć siatkarza w drzwiach. – Do widzenia.
- Twój kolega w ogóle się nie stara – prychnął.
- O co ci teraz chodzi? – zadarła głowę do góry.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, aż w końcu Wojtek przyciągnął praktykantkę do siebie. Jedna z kul upadła na ziemię. Wolną ręką przyjmujący uniósł dziewczynę do góry i pocałował ją, zanim zaczęła protestować. Musiał zwalczyć moment jej oporu, w czym pomogły coraz głębsze pocałunki. Ola nie pojmowała zaistniałej sytuacji i tylko bezwiednie przyłączyła się do ruchu jego warg. Trzymał ją mocno przez kilkanaście sekund, po czym odstawił na ziemię.
- Miłego dnia – rzucił, podnosząc kulę i pokuśtykał do głównego wyjścia. Co to miało znaczyć, do cholery?

~~~~

                „Nie grzeb w torbie. Mam coś dla ciebie. Będę za pół godziny :*”

Dziewczyna uśmiechnęła się do telefonu. Na przyjaciółkę zawsze mogła liczyć. Jedynym elementem zaskoczenia była pomysłowość gościa. Szatynka nie wiedziała, czego się spodziewać, bo nie we wszystkim się widziała. W razie czego wskoczy w ulubione dżinsy i t-shirt. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, gdyż coraz bardziej zbliżał się wieczór. Bardzo chciała się dobrze bawić i przestać myśleć o siatkarzu. Jednak czy to nie on ją tam zaprosił? Marta fuknęła ze złości.
- Nie wpadaj w paranoję… - rzuciła sama do siebie.

Z nieskrywaną radością wybiegła przed ośrodek i dopadła do samochodu Aleksandry. Prawie siłą wyciągnęła ją z siedzenia kierowcy i mocno przytuliła. Zaskoczona dziewczyna odwzajemniła uścisk.
- Dobrze, że jesteś. Za godzinę zaczynamy befor party.
- Proszę, proszę. Czyli dobrze wyczułam sprawę z tymi odwiedzinami monopolowego – zaśmiała się niższa z nich.
- Trzeba się wprawić w odpowiedni nastrój. Chciałaś mi o czymś opowiedzieć na żywo.
Popatrzyły na siebie poważnie, niemal bezgłośnie dochodząc do porozumienia o poszukaniu dogodniejszego miejsca na szczere rozmowy. Chyba najlepszą opcję stanowił spacer bełchatowskimi uliczkami.
- Chodzi o Włodarczyka – zaczęła Ola niepewnie.
- Podobno już się go pozbyłaś ze szpitala. Jakiś przypał na odchodne?
- Przypał to chyba nie, ale… On…
- Powiedz mi, bo komu innemu jak nie przyjaciółce? – szatynka złapała towarzyszkę za ramię. – Głęboki wdech i…
- Pocałował mnie – dwa słowa w ciągu milisekundy, a potem szkarłatny rumieniec wpełzł na twarz studentki.
- Co proszę? On? Ten krzykacz? Przecież dogryzał ci na każdym kroku – Niesnasek nie potrafiła pojąć usłyszanej rewelacji.
- Tak samo nie wiem, o co chodzi. Na szczęście to koniec spotkań z panem siatkarzem.
- W życiu bym się tego nie spodziewała. Chociaż się postarał? – delikatne uśmiechy wpełzły na obie twarze.
- Nie miałam szans się wyrwać. Obezwładnił mnie, a przecież ma chorą kostkę! – jęknęła.
- Czyli chociaż coś mu wychodzi! – zaśmiały się obie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, zniknęłam na zbyt długo. Nie będę tu wypisywać tłumaczeń.
Ucieszę się, jeśli zostaliście ze mną :)