środa, 29 kwietnia 2015

Piąty


- Marta!
Stanęła w miejscu, chcąc zapaść się pod ziemię. Z tyłu słyszała obcokrajowca, wołającego ją po imieniu. Przed sobą miała kilkanaście osób wpatrzonych w nią z wielkimi oczami, w tym jej znajomych.
- Idź, poczekamy! – krzyknął Leszek, nie pozostawiając jej wyboru.
Odwróciła się powoli, po czym zobaczyła Nicolasa skaczącego przez bandy reklamowe. Zrobiła kilka kroków w jego stronę, nie czując się zbyt komfortowo pod ostrzałem spojrzeń kibiców i pozostałych siatkarzy.
- Nieładnie tak uciekać bez pożegnania – uśmiechnął się.
- Przepraszam, nie uznałam, że to konieczne… Znaczy, żadna ze mnie wielka osobistość – tłumaczyła się długowłosa.
- Przestań. Dobrze cię widzieć – pocałował ją w policzek, a ona natychmiast się zarumieniła.
- Ciebie też. Zwłaszcza na boisku. Fantastyczny początek, jak dla mnie. Facundo nie dokucza bark? – skierowała rozmowę na sportowe tematy. Usiedli na najbliższych krzesełkach w pierwszym rzędzie sektora.
- Zamierzamy go oszczędzać. Na razie skupia się na przyjęciu. Będzie wniebowzięty, że o niego pytałaś – zaśmiał się brunet.
- Taki spragniony bycia w centrum uwagi?
- Kobiecej zwłaszcza – dorzucił kompletnie rozbawiony.
- Pozwalam ci go pozdrowić. A ty jak się czujesz w drużynie? – spytała, przyglądając mu się uważniej.
- Tak jak było widać w meczu – odwzajemnił spojrzenie. Żadne z nich nie czuło potrzeby uciekania wzrokiem, a wręcz przeciwnie.
- Czekam na tytuł MVP w takim razie – powiedziała. – Przepraszam cię, ale oni czekają na mnie na zewnątrz.
Na te słowa Uriarte ocknął się z zapatrzenia i zaczął nerwowo wykręcać palce.
- Wyjeżdżasz w niedzielę? – wystrzelił nagle.
- Tak. Jakoś pod wieczór.
- Nico! – ktoś krzyczał z boiska. Siatkarz zignorował kumpli udających tancerzy.
- Wszystko z nimi w porządku? – Marta wyraźnie się z nich śmiała.
- A w ogóle kiedyś było? – mruknął z politowaniem.
- Nie sądzę. To ja uciekam. Powodzenia! – wyciągnęła w jego stronę rękę.
Uważał u niej za całkiem urocze to utrzymywanie dystansu w kontaktach z nim. Jakby w ogóle nie dopuszczała do siebie myśli, że mogą zawrzeć jakąkolwiek znajomość.
- Może wpadłabyś na pożegnalną imprezę do klubu? Chyba mają tu jakiś znośny lokal? - Zignorował jej dłoń, żegnając się w swoim latynoskim stylu. Dziewczyna ponownie poczuła wypieki na twarzy.
- Nie obiecuję, pa!
- Pamiętaj, do zobaczenia! – krzyknął, przypominając sobie ich pierwsze pożegnanie.

~~~~

Co może uprzykrzyć skutecznie wakacyjne praktyki w szpitalu? Upierdliwy pacjent oczywiście. Aleksandra z niewzruszoną miną starała się zmienić opatrunek siatkarzowi specjalnej troski po wcześniejszych ćwiczeniach. Szatyn oczywiście pojękiwał co najmniej 10 razy na minutę.
- Dzień dobry! – do sali wszedł Maciek i połaskotał koleżankę.
- Aaa! – dziewczyna podskoczyła w miejscu, kompletnie zapominając o wykonywanej czynności.
- Ałaaa! – krzyknął Włodarczyk. – Nienormalna jesteś?
- Sorry, moja wina – sprostował chłopak, za co został tylko zmierzony zabójczym wzrokiem.
- Nie martw się. Postaram się, żeby cię przenieśli – syknął do szatynki, którą aż zmroziło.
- W porządku? – spytała obojętnym tonem, wskazując na bandaż.
- Ujdzie. Szału nie ma.
Prawie trzęsąc się ze złości, schowała przyrządy do szafki. Poczuła czyjąś rękę na ramieniu.
- Dobrze się czujesz? – troskliwy ton blondyna lekko ją uspokoił.
- Jasne, dzięki za troskę – odparła niemrawo.
- Za kogo on się uważa?
- Za spadającą gwiazdę – rzuciła wystarczająco głośno, by dotarło to do Wojtka. Ten prychnął ostentacyjnie.
- Na pewno ci nie pomóc? – zaproponował student.
- Poradzę sobie – ucałowała jego policzek i sięgnęła po wózek, by odwieźć sportowca do jego sali.
- Takie to urocze, aż mnie mdli – ironizował przyjmujący na korytarzu, cmokając w powietrzu. Dziewczyna ostatkiem sił powstrzymała się od uderzenia go w głowę lub zepchnięcia ze schodów.
- Gdyby ktoś pytał, to ja też z wielką chęcią pozbyłabym się ciebie z listy moich obowiązków – warknęła, pochylając się nad nim. Potem jak najszybciej usadowiła go na łóżku i opuściła salę.
Oparła się dłońmi o parapet, oddychając ciężko. Codzienne użeranie się z siatkarzem nie wpływało na nią zbyt dobrze. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoją pracę, ale nie zamierzała się poddać. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Jeden gburowaty facet nie przekreśli jej marzeń. Jeszcze kiedyś będzie ją błagał o wizytę, a ona potraktuje go tak, jak on ją teraz.
- Co powiesz na wspólny obiad? – Blondyn wyrósł obok niej z uśmiechem na ustach. – Mamy 2 godziny przerwy, ubieraj się.
- Czyli nie mam wyboru? – zaśmiała się. Kątem oka dostrzegła przyglądającego im się bruneta. Pewnie zaraz poleci na nią poskarżyć, że romansuje na dyżurze.

~~~~

- Kochanie, wiesz, czego się dowiedziałem? - krzyknął środkowy od progu.
- Pewnie poczułeś obiad na klatce. Cześć - Inga podeszła do niego w fartuchu i ucałowała w policzek.
- To też, ale szukają nauczycielki w szkole - odparł zadowolony z siebie.
- Skąd takie wiadomości?
- Wyobraź sobie, że moi koledzy mają żony, a ich dzieci chodzą do szkoły - tłumaczył, kierując się do kuchni.
- Ale przecież już dawno jest wrzesień. Co się stało? - dociekała zdumiona dziewczyna.
- Jeny, nie jestem taki wścibski, żeby wszystko wiedzieć. Chyba jakaś historyczka zaciążyła. Idź tam i się dowiedz - przewrócił oczami chłopak.
- Już się tak nie denerwuj. Może spróbuję wybadać sytuację, o ile nie mają już kogoś z polecenia.
Andrzej rozsiadł się na krześle i posadził sobie brunetkę na kolanach. Ta początkowo zaskoczona, lekko przytuliła się do niego.
- Dziewczyny bez wahania cię polecą. Dyrektor na pewno liczy się z ich zdaniem, mają jakieś wpływy - gładził ją po ramieniu.
- Nienawidzę tego. Już nigdzie nie liczą się umiejętności - jęknęła.
- Skarbie, ja wiem, że jesteś świetnym pedagogiem i ty też to wiesz - siatkarz ucałował jej czoło. - Chcesz pracować w zawodzie, prawda?
- Tak, chcę bardzo.
- No to nie masz wyjścia, musisz spróbować. Chyba, że najpierw w planach miałaś dziecko, żeby potem nie przerywać kariery - zażartował brunet, a ona aż zerwała się na nogi.
- Że co? Oszalałeś?!
- To normalne kobiece marzenia, Inguś. Nie musisz się ich wstydzić - próbował złapać ją za rękę.
- Ty chyba niezbyt dobrze się dziś czujesz - prychnęła widząc jego szaleńczy uśmiech.
- Ale pomyśl tylko. Taki mały uroczy Wronka. Czyż to nie będzie najsłodsze dziecko świata? - rozczulił się i rozmarzył sportowiec, przybierając nieobecny maślany wzrok i podpierając głowę na rękach.
- Boję się ciebie - mruknęła dziewczyna i wróciła do gotowania.
- Nie chciałabyś? Bylibyśmy dobrymi rodzicami. - Podszedł do ukochanej od tyłu, gładząc ją po brzuchu. Natychmiast strąciła jego dłonie.
- Na litość Boską, Andrzej! - Odwróciła się przodem do środkowego. - Zdecyduj się, czy mam iść do pracy, czy chcesz powiększyć rodzinę!
- Ja tak tylko… - zaczął nieporadnie tłumaczyć.
- I to niby kobiety są niezdecydowane - prychnęła.
- Kochanie…
- Żadne kochanie! Śpisz na kanapie, dopóki nie zmądrzejesz - dźgnęła go łyżeczką w klatkę piersiową. Z niepocieszoną miną zasiadł z powrotem przy stole.

~~~~

Udało mu się zapaść w lekką drzemkę. Powoli coraz bardziej dłużyły mu się dni spędzane w szpitalnym łóżku. Niby to miło. że tak na niego chuchają przed sezonem, ale zdecydowanie wolałby leżeć w swoim mieszkaniu.
Do tego wszystkiego musiał oglądać gruchającą parkę praktykantów. Dziewczyna była naprawdę niczego sobie, chętnie zawieszał na niej oko, ale ten laluś… Wojtek uważał. że bez dwóch zdań zasługiwał na większą uwagę od niego.
Faktycznie na początku obawiał się o swoje zdrowie i że studentka to nie najodpowiedniejsza osoba do zajmowania się nim. Po kilku dniach dostrzegł jej starania i docenił delikatne dłonie. Zawsze wypełniała zalecenia jego lekarza i zdecydowanie zależało jej na dobrej opinii. Przestawała być ostrożna, gdy chłopak jej dogryzał. wtedy i ona odpłacała się pięknym za nadobne.
Włodarczyk często główkował, czy nie być dla niej trochę milszym, ale zawsze wtedy zjawiał się ten Maciej ze swoimi końskimi zalotami. Że też szatynka się na to nabierała. Wiadomo o co mogło chodzić takiemu kolesiowi. Seks, nic więcej. Po chwili przypomniał sobie, jak sam wgapiał się w jej tyłek. A jemu o co chodziło?
- Panie Włodarczyk, jakoś przeżył pan pod opieką naszej Oli. Trzeba było tak się awanturować? - śmiał się lekarz podczas obchodu.
- Bałem się o nogę, proszę zrozumieć.
- Jeszcze nie raz będzie pan w szpitalu. Nikt świadomie nie chce pańskiej krzywdy. Przecież to ja bym odpowiadał za każdy jej błąd. Trochę więcej wiary w młodych i starych ludzi.
- Przepraszam, doktorze. To ile mnie tu jeszcze będziecie trzymać? - zapytał szatyn.
- I tu mam dla pana niespodziankę. Pojutrze wypis. Do tego czasu spróbuje pan spacerów o własnych siłach.
- Ale tak bez niczego? Sam? - przestraszył się chłopak.
- Oczywiście, że nie. Albo kule albo pani Aleksandra. O, o wilku mowa! - Mężczyzna obrócił się w kierunku otwieranych drzwi. Studentka potoczyła po zebranych zdziwionym wzrokiem. Nie uspokoił jej uśmiechnięty od ucha do ucha Wojciech.
- Myślę, że zdecydowanie potrzebuję żywego człowieka - odparł.
- Popieram. Także teraz musi pan bardziej zważać na słowa, skoro chce pan jej pomocy - podsumował Wilczak na odchodne.
- O co chodzi? - spytała dziewczyna.
- Lekarz uznał, że powinienem spróbować chodzenia w większym wymiarze.
- Pewnie, leżysz tu jak kłoda drewna. Tylko się nie zabij - rzuciła zgryźliwie.
- To mi nie grozi. W końcu masz mnie asekurować - odparł zadowolony sportowiec, czekając na reakcję towarzyszki.
- Słucham?
- Chyba nie poskąpisz mi swojego ramienia? - spytał przesłodzonym tonem.
- Chyba nie sądzisz, że dotknę czegoś innego niż twojej stopy. Zapomnij!
- Takie są zalecenia Wilczaka - rozłożył ręce.

~~~~

Ola wypadła na korytarz jak burza. Czym prędzej pobiegła do swojego tymczasowego przełożonego. Zanim wtargnęła do gabinetu, wzięła kilka głębokich wdechów. Zbyt szybko ucieszyła się z wypisu Wojciecha.
- O co chodzi? - spytał mężczyzna, widząc podopieczną w drzwiach.
- Co pan naopowiadał temu siatkarzowi? Myślałam, że już z nim w porządku - oznajmiła niepewnie.
- Nie możemy go wypuścić kompletnie bezwładnego. Chyba jednak przypadła mu pani do gustu, skoro wolał panią od kul - doktor chyba doskonale się bawił sytuacją między upartymi młodymi.
- Co proszę? To jakiś zły sen - opadła na krzesło i oparła głowę o blat stołu. Po sali rozległ się śmiech.
- Wytrzyma pani te dwa dni. Wierzę w panią. - Poklepał ją delikatnie po plecach i wyszedł.
Po raz pierwszy bała się wejść do sali przed nią. Chłopak zaczął ostatnio podejrzanie się uśmiechać, przestał jej ubliżać, a teraz chciał z niej zrobić swoją podpórkę. Ona, metr sześćdziesiąt, i jego dwumetrowe cielsko?
- Zanim się na mnie uwiesisz, pomyśl, że ważysz dwa razy więcej ode mnie - ostrzegła, zbliżając się do jego łóżka.
- To z pewnością. Całkiem zgrabna jesteś. Nawet w tym fartuchu - rzucił, wpatrując się w nią intensywnie. Zmieszała się lekko, a on poczuł satysfakcję.
- Ruszaj tyłek. Przypomnimy ci, jak się chodzi na dwóch nogach.
- Obiecujesz, że mnie nie puścisz, ani nie popchniesz? - spytał poważnie.
- Wyrzuciliby mnie za takie okropne traktowanie naszej gwiazdy - udała podniosły ton. - No złap się, raz się żyje.
Ostrożnie postawił obie nogi na ziemi i skierował ciężar ciała na sprawniejszą z nich. Lewe ramię oplótł wokół ręki dziewczyny. Mimo różnicy wzrostu, stanowiła solidną podporę/ Dokuśtykał do drzwi, niepewnie spoglądając na towarzyszkę.
- Nieźle. Teraz korytarz - uśmiechnęła się pod nosem.
Nie czuła się zbyt komfortowo w bezpośrednim kontakcie z chłopakiem. Nawet nie wiedziała już, czego się po nim spodziewać. Przypomniała sobie rozmowy z przyjaciółką z poprzednich miesięcy. Tak, wtedy uważała go za przystojnego. Teraz stracił w jej oczach swoim okropnym zachowaniem. Bez tego spotkania, żyłaby w nieświadomości.
- O czym tak myślisz? - zagadnął.
- Kiedyś sądziłam, że spoko z ciebie koleś - odparła szczerze.
- Kiedyś?
- Przed twoją dziecięcą rozpaczą na oddziale. Za wcześnie cię odstawili od piersi matki, nie sądzisz? - spojrzała pod górę. Niestety, dalej był przystojny. To strata daru natury z takim charakterem.
- Nie powinnaś mnie oceniać po jednym zdarzeniu, w dodatku stresującym dla mnie - oburzył się niespodziewanie.
- A może to właśnie wtedy wyszło z ciebie prawdziwe ja? - odparowała. - Milusi to ty nie jesteś.
- Zyskuję przy lepszym poznaniu.
Nie skomentowała jego wypowiedzi. Nagle chciał się wybielić w jej oczach? Zupełnie niepotrzebnie. Niebawem ich drogi rozejdą się na dobre, a ona odetchnie z ulgą.
- Spróbuj stanąć na lewej nodze. Nie bój się, trzymam cię - poleciła tonem bez emocji.
Gdy tylko przełożył ciężar ciała na obolałą stopę, natychmiast się zachwiał. Odruchowo uczepił się obiema rękami ramion Aleksandry. Faktycznie, nie pozwoliła mu runąć na ziemię. Mocno załapała go w pasie.
- Wojtek, nic ci nie jest? - spytała wyraźnie przestraszona.
- Martwisz się - stwierdził przyjmujący, badając jej przejęty wyraz twarzy.
Sam powoli się uśmiechnął i pozwolił przywrócić się do pionu. To pierwszy raz, kiedy okazała mu inną emocję niż wrogość, a on widział z bliska jej szaro-niebieskie oczy. Pomyślał, że są śliczne.
- Nie myśl sobie, Bóg wie czego - zreflektowała się.
- Co wy wyprawiacie? - podbiegł do nich Maciej.
- Tańczymy kankana - warknął Włodi, tracąc dobry nastrój i uśmiech na twarzy. - Dzięki, Ola. Na dzisiaj starczy, poradzę sobie.
Samodzielnie dotarł do łóżka, przy okazji uderzając w pościel pięścią.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obiecany xD Pozdrawiam wszystkich spragnionych wątku Oli i Wojtka :)
Miłego majowego weekendu!
Martitta ugości Lady Spark i obejrzą Szczypiornistów na żywo!
Kraków <3

niedziela, 19 kwietnia 2015

Czwarty


Inga o mały włos nie spadła ze schodów w hallu głównym, gdy zobaczyła postać siatkarza, opierającego się o jeden z filarów na dole. Koleżanki tylko zagwizdały znacząco, a inne dziewczyny spoglądały na chłopaka z niemałym zainteresowaniem.
Po chwili Andrzej ją zauważył i zaczął wspinaczkę po schodach. Spotkali się w połowie drogi. Pochylił się, by ucałować jej policzek.
- O czymś zapomniałam? – spytała niepewnie.
- Skąd. To tak spontanicznie. Teraz wybieraj: albo wracamy i ja gotuję albo jemy na mieście – zaproponował w trakcie drogi do samochodu.
- Eee… To jaką knajpę polecasz? – spytała, po czym zaśmiali się oboje. Tak dawno nie byli swobodni w swoim towarzystwie.
Zasiedli przy stole przykrytym fioletowym obrusem i oboje zanurkowali w menu restauracji.
- Chyba nie powinieneś się obżerać przed treningiem, co? – zerknęła na chłopaka.
- Przecież powietrzem nie mogę żyć – wyszczerzył się. – Obiad musi być.
- Już ja powiem Miguelowi, czemu zamiast chudnąć, to ty tyjesz – pogroziła Inga z przebiegłym uśmieszkiem.
- Cii… Nie możesz mnie wydać bo mi przydzieli ochroniarza, żeby pilnował mnie 24/7.
- Jeszcze jedna osoba w mieszkaniu to byłby już tłok – przyznała.
- Zwłaszcza w sypialni – mruknął pod nosem, ale brunetka to usłyszała i kopnęła go pod stołem w nogę.
- Ała! Chyba nie chcesz, żebym skończył jak Włodi – jęknął.
- A temu co się stało?
- Staw skokowy. W dodatku panikuje w szpitalu – skrzywił się Wrona.
- Biedaczek. Zanieś mu następnym razem jakieś słodycze, żeby mu się humor poprawił – doradziła.
- Bez przesady, to nic wielkiego. Szybko wróci do zespołu. Najwyżej nie pobaluje na rozpoczęciu sezonu. A właśnie, pamiętasz?
- Jasne, nawet myślałam nad kreacją – zapewniła.
- Ja nie chcę, żebyś się zmuszała. Wystarczy powiedzieć – spoważniał.
- Przecież możemy jak najbardziej wyjść razem. O co ci chodzi? – dziewczyna przyjrzała mu się niepewnie.
- Nie chcę, żebyś całe życie robiła wszystko pode mnie. Właśnie dlatego siatkarzom psują się związki. Kobiety chcą być niezależne i mieć swoje życie – tłumaczył trochę nieporadnie, nie wiedząc czemu zszedł na taki temat.
- Spokojnie. Nie od razu jest kolorowo, ale staram się znaleźć sobie zajęcie. Niedawno się przeprowadziliśmy – dodała pocieszająco.
- Właśnie. Sprowadziłem się tutaj, naraziłem na odtrącenie rodziny.
- Doskonale wiem, jak wygląda ta sytuacja, ale to nie twoja wina. Chciałeś tutaj grać i przyjąłeś ofertę, jednak to ja zaproponowałam wspólne mieszkanie.
- Inga – złapał ukochaną za dłonie. – Nie zaczęliśmy dobrze w Bełchatowie jako para. Wiem i to wyczuwam. Nie chcę, żebyś przeze mnie płakała.
Patrzyła uważnie na środkowego, czuła jego delikatny dotyk, słyszała zmartwiony głos. Jednak rozmawiają  o swoim związku i żadnemu z nich nie jest on obojętny. Nie wszystko da się wyrazić słowami, można się porozumieć bez nich.

~~~~

Niechęć do słuchania narzekania koleżanek wygnała ją na obiad na mieście, spacer i zakupy. Szatynka z ulgą wyszła na świeże powietrze. W końcu pierwszy chłodniejszy dzień w tym tygodniu. Narzuciła na siebie skórzaną kurtkę i ubrała trampki.
Do wyjazdu pozostało zaledwie kilka dni z kolokwium zaliczeniowym na końcu. Mogła zacząć wcześniej naukę, ale zawsze twierdziła, że nie potrzebuje aż tyle czasu. Ze spokojem skonsumowała obiadowe danie z devolayem. Potem odwiedziła mały supermarket i z reklamówką w ręce przemierzała parkowe alejki.
Dzień nadawał się na spacer. Słońce świeciło popołudniowym blaskiem, jednak chłodny wiatr szumiał w gałęziach drzew. Żałowała, że nie związała włosów. Bardzo lubiła je poddawać działaniom powiewów, ale nie zawsze kierowały się w odpowiednią stronę.
Minutę później wystarczył moment, by straciła widoczność na rzecz większości włosów zawianych na twarz. Poczuła, jak w kogoś uderza.
- Przepraszam – rzuciła ze skruchą i odeszła kawałek, żeby doprowadzić się do porządku.
- Wszystko w porządku? – zapytanie w języku angielskim nakazało jej się odwrócić.

~~~~

Razem z Facundo i Andrzejem szli spacerem na trening. Mieszkali niedaleko siebie i raz postanowili zostawić samochody na parkingu. Rozmawiali o zbliżającym się sezonie i Polak wtajemniczał ich w Plusligę. Nim przekonają się na własnej skórze, woleli zrobić mały wywiad. Na razie wiedzieli tylko, że kibiców będzie mnóstwo.
- Przygotujcie się na piski fanek. Będą chciały was stratować – zażartował brunet.
- Jakoś się je poskromi. Może partnerką u boku? – zastanawiał się przyjmujący.
- Trochę to pomaga, owszem, ale niektóre są zdolne do wszystkiego.
- Ja poproszę jak najmniej psychicznych – odparł Uriarte.
- Damy radę.
Potem pogrążyli się w rozmowie o wprowadzanych ustawieniach i komunikacji na boisku. Naprawdę czuli coraz więcej energii, pomimo potężnej eksploatacji organizmu. Udane zagrania tłoczyły nowe porcje endorfiny i adrenaliny do organizmu, aż człowiek zapominał o zmęczeniu, dopóki nie rozbrzmiał gwizdek.
Najniższy brunet poczuł uderzenie w ramię, lekko zataczając się do tyłu. Długowłosa dziewczyna potrąciła go. Obejrzał się za siebie, lekko oszołomiony. Zobaczył szamoczącą się z zakupami i własnymi włosami szatynkę.
- Wszystko w porządku? – zapytał z grzeczności. Gdy fryzura osobniczki wróciła do pierwotnego stanu, Nicolas doznał olśnienia.
- Jasne. Jeszcze raz przepraszam za nieuwagę – wykrztusiła z siebie, chcąc jak najszybciej odejść.
- Marta, co ty tu robisz? -  Zrobił kilka kroków w stronę odchodzącej dziewczyny. Zatrzymała się i powoli odwróciła.
Siatkarz stał i uśmiechał się do niej, tak jakby rozpoznał na ulicy starą znajomą. Oni widzieli się pierwszy raz w życiu przed kilkoma dniami. Rozpoznał ją, wbrew jej nadziejom. Pewnie pamiętał ją jako brudnego dziwoląga.
- Mam praktykę studencką, chyba wspominałam –wyjaśniła Polka.
- Nico, jesteś w Polsce od niedawna, a ty już masz tu jakieś znajome? – zapytał Andrzej, patrząc w zdumieniu na scenkę przed sobą. – Proszę, jaki szybki.
- Przedstawisz nas? – Facundo objął przyjaciela ramieniem, uśmiechając się szeroko do studentki.
- Facundo Conte, argentyński przyjmujący, jeden z najlepszych na świecie, talent po ojcu Hugo. Cieszę się, że gracie u nas z Nico. Miło mi, Marta Niesnasek.
Rozgrywający tylko się uśmiechnął na wyraz twarzy kolegi. Ona doskonale orientowała się w siatkarskich tematach.
- A o mnie co powiesz? – podszedł do nich środkowy, pesząc szatynkę swoją postawą.
- Że ty i Karol w jednym zespole to mieszanka wybuchowa?
- Zgadzam się – przytaknął niższy Argentyńczyk. – Długo tu będziesz?
- Do końca tygodnia, na szczęście – westchnęła. – Bez urazy, ale to strasznie męczące. Chciałabym odpocząć.
- Pozwolę sobie zgadnąć, że byłaś jednym z ludków w żółtych kaskach – dedukował Wrona.
- Taka dziewczyna w kopalni? – przyjmujący obrzucił towarzyszkę taksującym spojrzeniem.
- Kolejni stereotypowi faceci. Świetnie dam sobie radę. Pa – pomachała im, chcąc odejść.
- Może zaprosisz koleżankę na mecz?
Uriarte spoglądał zdezorientowany to na kolegów to na dziewczynę przed sobą. Wrona uderzył się dłonią w czoło.
- Żebym ja musiał ci podryw wymyślać.
- Jaki mecz? Jaki podryw? – Marta czuła się coraz dziwniej.
- Nieważne. Wpadnijcie do Energii ze znajomymi. Będzie miał kto kibicować – zachęcał rozgrywający, który w końcu się ożywił.
- Nie jest to czasem jakiś zamknięty sparing?
- Po prostu nie ogłaszaliśmy w mediach. Miejscowi kibice na pewno przyjdą.
- Zobaczymy. Miło było poznać – pożegnała się ostatecznie. Chłopacy patrzyli na jej znikającą sylwetkę.

~~~~

Przewracając się na łóżku w trakcie drzemki, analizowała meczową propozycję. Zawsze marzyła o meczu na żywo w Bełchatowie. Czuła, że powinna podzielić się tą wieścią z innym entuzjastą siatkówki pośród jej znajomych. Zapukała ostrożnie do pokoju chłopaków,  a słysząc odzew, uchyliła drzwi.
- Cześć. Lesio, jest sprawa. Podobno można na meczyk wpaść jutro.
- Ale że na Skrę? Właź i gadaj! – wciągnął ją do środka i posadził na łóżku.
- Tak. Jakiś sparing przedsezonowy. Nie miałam o tym pojęcia, ale dostałam cynka. – Nie zamierzała zdradzać informatora.
- Coś mi tu kręcisz, ale wybaczam ci za to info – pogroził brunet palcem.
- Zbierzesz ludzi? Może jest jakiś plakat na mieście, to się dowiem szczegółów.
- Jasne, że pójdziemy ekipą, a teraz chodź. Polecimy pod halę. Tam na pewno coś musi być.
W taki oto sposób z największym grupowym wariatem przemierzyła pół Bełchatowa, ale nie na darmo. Faktycznie, skromny plakat wisiał przy głównym wejściu. Leszek przybił dziewczynie piątkę.
- No, no. Martix, będzie zabawa!
Następny dzień zajęć minął szatynce niezwykle szybko, gdyż myślami krążyła wokół siatkówki. Wydarzenia poprzednich dni zdawały się być snem. Uśmiechnęła się do siebie, rozbijając jeden z odłamków skalnych na pół.
- Matko, wyglądasz jak psychopatka. Boję się ciebie. Masz niebezpieczne narzędzie w ręku – Ania cofnęła się o kilka kroków.
- Ja bym jej nie denerwował. Może wyobraża sobie, że to twoja głowa – dorzucił swoje trzy grosze Kuba. Roześmiali się razem z Martą, widząc przerażoną minę koleżanki.
- Szkoda mojego młotka brudzić krwią.

Jej koleżanki z pokoju nie podzielały zafascynowania siatkówką, ale chociaż Emilię udało się namówić na wyjście, kusząc wizją grupy wysportowanych facetów.
- Podziękujcie Marcie za to wyjście – rzucił chłopak na zbiórce przed hotelem. Rozległy się okrzyki i gwizdy.
- Lesz, zginiesz marnie – syknęła, ruszając do przodu.
Na hali trafili na rozgrzewkę drużyn i licznie gromadzących się kibiców. Całą ponad dwudziestoosobową grupą usiedli w wolnym sektorze przy boisku.
- Dobra, przyznaję, że Skra to nie moja ulubiona drużyna, ale rozruszajmy tę budę – wykrzyknął prowodyr grupy. – Tak się bawi, tak się bawi Bełchatów!
Potrząsnęła głową, widząc skaczącego kolegę, wciągającego do zabawy coraz więcej ludzi. Leszek na fali był lepszy niż klub kibica w pełnym rynsztunku. Zazdrościła mu tej swobody podczas bycia w centrum uwagi. Ściągnął na nich nawet spojrzenia zawodników. Tego się obawiała, bo rozgrywający zaczął przyglądać się im uważniej. Nie miała gdzie się schować, więc po prostu skurczyła się na krzesełku. Ich spojrzenia jednak się spotkały, a w dodatku siatkarz uśmiechnął się czarująco i pomachał ręką.
- Martix! Co to było? – kolega zawisł na jej ramieniu.
- Co?
- Nie udawaj głupiej. Właśnie macha ci pół Skry.
Obejrzała się, dostrzegając Facundo z Wroną, którzy czekali w kolejce do ataku i przy okazji szczerzyli się do trybun. Westchnęła ciężko.
- Skąd miałam wiedzieć, że mnie poznają?
- To są te twoje znajomości, które cię zaprosiły na mecz, tak? – obrócił jej twarz na wprost swojej. – Gadaj, małpo.
- Wpadłam na nich przypadkiem, nic wielkiego – mruknęła.
- Aha! A potem nie przychodź do mnie i nie proś na chrzestnego – brunet rzucił pouczającym tonem, za co dostał cios między żebra.
- Nie zapędzaj się, Leszczu.

~~~~

Odkąd zobaczył sporą grupę młodych ludzi, bawiącą się świetnie na trybunach, liczył na ponowne spotkanie Polki. Nie odpuściła sobie okazji na mecz. Dojrzał ją w końcu i nagle przestał się denerwować. Czy poczułby się zawiedziony, gdyby nie przyszła? Sam nie potrafił sobie odpowiedzieć. Po prostu cieszył się z jej obecności na widowni.
Skoncentrował się na rozegraniu, bo co chwilę dostawał w swoje ręce piłkę, a jego koledzy fruwali przy siatce. Każde dobre słowo od atakujących podnosiło go na duchu. Ambicja Argentyńczyka kazała mu tak długo próbować, aż nie znalazł z każdym przepisu na odpowiednie rozegranie. Nie dało się ukryć, że czasem przesadzał z szybkością. Wtedy zawodnicy ledwo co dotykali piłki, a potem spoglądali na niego zdumieni. Jeszcze ich kiedyś przyspieszy. Uśmiechnął się pod nosem po efektownym pipie z Conte, za który trener poklepał go po plecach.
- Przyszła twoja znajoma – rzucił przyjmujący, gdy szli w stronę krzesełek i ręczników.
- Widziałem.
- I co?
- Nie rozumiem – spojrzał pytająco na kumpla.
- Zamierzasz coś z tym zrobić? – Facundo upił kilka łyków wody.
- Niby co? – rozgrywający dalej nie pojmował sytuacji.
- Myślałem, że ci się spodobała.
- No taaak, ale…
- Zaproś ją do klubu na imprezę, na spacer, do kina, cokolwiek – wtrącił Andrzej, siadając obok. – Tylko nie bądź jak kołek.
- Uwzięliście się na mnie, czy co?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Siema :) Długo mnie nie było, dałam wam odpocząć ode mnie :P
Ech ten biedny Nicolasek :D

Trzymajcie się!