środa, 16 września 2015

Ósmy

            
            Szatynka nie potrafiła się oswobodzić z uścisku środkowego. Nie miała zamiaru oglądać jego kumpla na oczy. Właśnie realizowały się jej najgorsze obawy, co do tego wieczoru. Z chęcią opróżniłaby pęcherz i wlała w siebie kolejną porcję alkoholu.
- Ej, Włodi – krzyczał brunet i wymachiwał ręką.
Jego kolega spojrzał w ich stronę i przez parę sekund nie wykazywał żadnej reakcji. Potem na jego usta wpełzł szeroki uśmiech cwaniaka. Tymczasem Ola wykorzystała moment nieuwagi towarzysza i czmychnęła w stronę toalet. Refleks Wrony pozostawiał wiele do życzenia, więc wzruszył tylko ramionami.
Wojtek podniósł się z miejsca i podszedł do kumpla. Klepnął go w ramię, a później skierował się w stronę przejścia.

~~~~

- Masz ochotę odpocząć? – spytał Argentyńczyk, pochylając się do ucha partnerki. Ta pokiwała twierdząco głową. Wciąż trzymając ją za rękę, skierował się do baru. – Napijesz się czegoś? – zaproponował.
- Przykro mi. To nieodpowiedzialne przyjmować drinki od nieznajomego – odparła poważnym tonem, jednak dostrzegł jej wesołe oczy.
- Daj spokój, przecież mnie znasz.
- Bardzo krótko i bardzo słabo. Wybacz – wzruszyła ramionami. – Muszę słuchać mamy.
- Nie jesteś czasem już dużą i samodzielną dziewczynką? – rzucił jej taksujące odważne spojrzenie. Szatynka poczuła się prawie tak jak na rentgenie.
- Samodzielną i owszem. Razem idziemy do baru i płacę za siebie – zastrzegła.
- I razem pijemy – dorzucił Nicolas, zadowolony, iż doszli do porozumienia. – Właśnie, możemy usiąść przy naszym stoliku.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Raczej chłopacy nie będą chcieli obcych w swoim gronie – Marta przybrała niepewną minę.
- To chyba ja powinienem się obawiać, że cię do mnie zniechęcą – pokierował ich powoli we właściwą stronę.

~~~~

Ochlapała lekko twarz wodą, wycierając się papierowym ręcznikiem. Wzdrygnęła się na myśl, czego uniknęła kilka minut temu. Lekko poprawiła makijaż, by wyglądać w miarę schludnie. Wychodząc z ubikacji, uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Mina zrzedła jej natychmiast, gdy spojrzała na korytarz.
Udała, że w ogóle nie dostrzegła siatkarza i zamierzała przejść obok niego obojętnie. Niestety jego kula zagrodziła jej drogę. Stał oparty swobodnie o ścianę, uśmiechając się według niej głupkowato.
- Chcę przejść.
- A jakieś magiczne słowo? – nie ukrywał satysfakcji, jaką czerpał z ich spotkania.
- Spierdalaj – fuknęła ze złości.
- Uwielbiam twój temperament – roześmiał się Włodarczyk.
- Ja twojego nie. Mogę już iść? – spytała Aleksandra, wyraźnie poirytowana.
- Masz rację, przenieśmy się w jakieś milsze miejsce – ciągnął chłopak niczym nie zrażony.
- Ciebie powinni leczyć na mózg a nie na staw skokowy – mruknęła szatynka do siebie, czując rękę przyjmującego na swoich plecach, kierującą ją na przód.
- Myślałem, że etap darcia kotów mamy już za sobą. Tak miło się z tobą pożegnałem – pochylił się i wyszeptał do jej ucha. Na te słowa odwróciła się gwałtownie, wbijając palec w klatkę piersiową Wojtka.
- Słuchaj, takie numery może przechodzą z podpitymi laskami na disco. Ja nie zamierzam ci się rzucać na szyję, bo mnie pocało….
Brunet przyłożył palec do jej ust i prawie zetknął ich czoła. Ola nie miała pojęcia, co siatkarz zamierza, ale czuła się jakby spoglądały na nią oczy ciemne jak węgiel. W przytłumionym świetle wszystko wyglądało inaczej.
- Piwo? – spytał znienacka, zupełnie zbijając ją z tropu.
- I tak będę musiała je sobie ponieść, kaleko.

~~~~

Ponownie się spięła, gdy znalazła się w otoczeniu znajomych Nicolasa, których oglądała dotychczas tylko w telewizji. Naprawdę, nie dostrzegała konieczności, by wprowadzał ją w towarzystwo, skoro ledwo się znali.
- W końcu! – zawołał Andrzej z szerokim uśmiechem na widok szatynki. Reszta się zaśmiała, a ona spoglądała zdezorientowana.
- Marta, siadaj – Facundo pociągnął ją na miejsce obok siebie.
Uriarte usiadł obok z niewyraźną miną. Dokonano szybkiej prezentacji, by wszyscy przy stole byli po imieniu. Szatynka myślała, że będzie się czuła jak intruz, jednak wesoła kompania wcale jej na to nie pozwoliła.
- Interesujesz się siatkówką? – spytał Karol, na co jego przyjaciel roześmiał się szczerze.
- Ona zna pół twojego życiorysu.
- Nieprawda – szybko zaprzeczyła, by nie być w centrum uwagi.
- Prawda, prawda. Wiedziała nawet, co robi mój ojciec – odezwał się Nicolas, uspokajająco dotykając jej ramienia.
- Tak do wyrwałaś? Nico, jaki ty jesteś łatwy – Kłos żartował w najlepsze.
- Tylko spokojnie Nicuś, nie hiperwentyluj – łagodził Conte, klepiąc kumpla w plecy.
- Wam kogoś przedstawić, to do razu pokazujecie się z najgorszej strony – westchnął siatkarz.
- Trudno, najwyżej zmienię klub do kibicowania – udała strapioną.
- O nie, tak to nie będzie. Mistrz, Mistrz… - zaintonował Wrona.
- Bełchatów! – dokończyli chóralnym okrzykiem.
Marta za drugim razem również nie dała się namówić na napój dostarczony pod nos. Trochę już szumiało jej w głowie, ale uznała, że jeszcze jedno piwo nie sprawi, że straci kontakt ze światem. Razem z niższym Argentyńczykiem przyniosła reszcie napełnione kufle. Żaden z panów nie omieszkał chociaż na sekundę zerknąć w dekolt szatynki, gdy lekko pochylała się nad stołem.
Niespodziewanie z tłumu pomachał do niej Jacek, ale ona tylko odwzajemniła gest, nie ruszając się z miejsca. Powoli sączyła piwo przez słomkę i przysłuchiwała się rozmowom. Czasem dorzucała coś od siebie, ale była zbyt mocno przejęta jej nogą stykającą się z udem rozgrywającego. Patrzyła na niego ukradkiem, bojąc się własnych myśli i spostrzegawczości innych.
W końcu Facundo ponownie wyciągnął ją do tańca. Na szczęście ich ruchy nie przekraczały bariery dobrego zachowania. Gdy odchodziła od stolika, w tłumie mignęła jej przyjaciółka z Włodarczykiem u boku. Marta najpierw uznała to za przywidzenie, ale jeszcze kilka razy zauważyła ich przy boksie.
- Co tak tam zerkasz? Sprawdzasz, czy Nico nas obserwuje? – zaśmiał się przyjmujący.
- Nie, zdawało mi się, że widzę przyjaciółkę – powiedziała, a brunet również spojrzał na moment w tamtą stronę.
- To ta koło Włodiego? Tylko jej tam nie kojarzę.
- Nic już z tego nie rozumiem – mruknęła do siebie. – Nieważne.
Niespodziewanie, ktoś obok nich zażądał odbijanego. Szatynka znalazła się twarzą w twarz z uśmiechniętym Jackiem. Czuła się dziwnie, gdy kładł dłoń na jej łopatce. Chcąc nie chcąc, wsparła się na jego ramieniu.
- Widzę, że dobrze się bawisz – zagadnął.
- Całkiem nieźle. A ty? – spytała, przyglądając mu się uważniej.
- Z każdą chwilą coraz lepiej – rzucił chłopak i wykonał z nią kilka obrotów.  Raz po raz wirowała i wpadała w jego ramiona, z każdym razem zaskoczona, że nie potknęła się w trakcie.
- Taneczny wariat z ciebie – podsumowała jego umiejętności.
- A ty to wytrzymujesz – poruszył brwiami.
Niesnasek uśmiechnęła się w odpowiedzi. Po trzech utworach zaczęła odczuwać zmęczenie. Jacek tańczył lepiej niż przeciętny mężczyzna. Domyślała się, że musiał uczęszczać na jakieś zajęcia. Dalej w jej głowie błąkała się myśl, że kiedyś byłaby zachwycona taką okolicznością i roztapiała się pod wpływem jego spojrzenia. Teraz  z ulgą mogła stwierdzić, że minął jej pierwszy zachwyt tym chłopakiem i nie rościła nadziei, co do rozwijania tej znajomości. Ot, kolega ze studiów. W chwili ciszy między piosenkami postanowiła się oddalić.
- Dzięki za zaszczycenie tańcem.
- Co ty. Mam nadzieję, że to nie ostatnia taka okazja – mrugnął do niej. – Odprowadzić cię gdzieś?
- Poradzę sobie – musnęła jego ramię dłonią i odeszła.

~~~~

Usiedli przy pustoszejącym stoliku. Dziewczyna wkurzała się sama na siebie, że dała się wkręcić w obecną sytuację. Przecież właśnie tego chciała uniknąć, zjawiając się na imprezie w Bełchatowie. Czuła na sobie uważne spojrzenie siatkarza, zastanawiając się, czy naprawdę nie da rady zapaść się pod ziemię albo teleportować w inne miejsce.
- Jak praktyki? – spytał Włodarczyk.
- Och znacznie spokojniej bez ciebie – odparła. Roześmiał się na jej odpowiedź i zaciętą minę.
- Przyznaj się, tęsknisz za odrobiną emocji – rzucił pewny siebie.
- Wcale a wcale.
Próbowała uciekać wzrokiem w każdą możliwą stronę, podczas gdy on wpatrywał się w nią uparcie. Zdążyła wypić całe piwo w milczeniu, ignorując go. To nie był typ, do którego docierały subtelne aluzje albo kamuflowana niechęć. Zupełnie nie zważał na jej stosunek do niego.
- To ja pójdę – podniosła się z miejsca.
- Jeszcze nie zatańczyliśmy – szatyn wyrósł tuż przed nią.
- Ty chcesz tańczyć? Z kulami i usztywnioną stopą? – zbaraniała.
- Będę musiał ci zaufać – odpowiedział, zostawiając kule na ławce.
- Ty naprawdę upadłeś na głowę?
- Nie histeryzuj, tylko daj rękę.
Głęboko oddychając, by opanować złość, pomogła siatkarzowi dotrzeć na parkiet. Czemu ona się na to godziła? Powinna go tam zostawić albo wręczyć kule i odprawić z kwitkiem. Był od niej większy, ale to nie znaczyło, że decydował o jej każdym kroku. Z naburmuszoną miną przedzierała się przez tłum. Potem chłopak złapał ją w talii i uśmiechnął się, gdy usłyszał wolny kawałek.
- Czy ty mnie w ogóle spytałeś, czy chcę z tobą tańczyć? – mruknęła, dalej sztywno stojąc w miejscu.
- Uznałem, że i tak odmówisz, więc pominąłem ten etap – odparł szczerze.
- Matko, z kim ja mam do czynienia – pokręciła głową z rezygnacją.
- Obejmij mnie, bo stoisz jak kołek – lekko ją trącił.
- Niedoczekanie – odburknęła.
- Teraz ty nie zachowuj się jak dziecko. Zwracasz na nas uwagę.
Z cierpiętniczą miną niepewnie podniosła ręce na wysokość jego karku. Wojtek pochylił się, by jej to ułatwić. W myślach już planowała porządny prysznic i kilka sposobów na morderstwo idealne.
- Jak chcesz, to potrafisz, Olcia.
Najchętniej starłaby mu ten uśmieszek z twarzy, ale jeszcze się powstrzymywała. Kołysali się powoli do taktu, a myśli Tomczak powędrowały do ich ostatniego spotkania. Chyba powinna zapytać go wprost, o co chodzi w jego dziecinadzie. Spojrzała pod górę na twarz przyjmującego i w jego ciemne oczy. Może gdyby inaczej się poznali, bardziej ciągnęłoby ją do niego. Wszystkie rozmyślania uciekły wraz z przesunięciem się dłoni szatyna na jej pośladki.
- Włodarczyk! Bierz te łapy albo dostaniesz w twarz! – zagroziła.
- Naprawdę? – uniósł prowokacyjnie brwi. Po sekundzie jego policzek zdobił czerwony ślad po jej dłoni, jednak on nic sobie z tego nie robił.
- Bierz łapy, bo dostaniesz drugi raz!
Trochę straciła rezon, gdy chłopak kompletnie nie zareagował na policzek. Jego ręce tkwiły w tym samym miejscu, sprawiając, że czuła się obmacywana. Przechodził jej dotychczasowe pojęcie o bezczelności, aż brakowało jej na niego słów. Gdyby nie był taki rozpoznawalny, zrobiłaby mu nietęgą aferę i obiła tą buźkę. Może właśnie powinna tak zrobić, żeby inni się na nim poznali? Problem polegał na tym, że nie chciała mieszać w to swojego imienia i nazwiska.
- No śmiało, jeśli faktycznie chcesz z nas zrobić sensację – podpuszczał ją.
- Nie pozwolę ci robić wszystkiego, na co masz ochotę – próbowała odsunąć się od niego.
- Kochana, każda tutaj by się dała pokroić za taki taniec przytulaniec ze mną – pochylił się i mruknął jej do ucha.
- To idź sobie do nich i daj mi święty spokój!
- Ale ja nie chcę ich. Ja chcę ciebie – popatrzył prosto w jej oczy.

~~~~

Nie mogła odnaleźć wzrokiem Uriarte w żadnej części Sali. Za to z łatwością dostrzegła Wronę, bawiącego się z wianuszkiem dziewczyn, prawdopodobnie jego fanek. Sam siatkarz ledwo trzymał się na nogach i chyba średnio orientował się w sytuacji.
- O, Marta –krzyknął, gdy przeciskała się w tłumie nieopodal.
- Miło, że pamiętasz – zaśmiała się.
Przepchnął się do niej, porzucając dotychczasowe towarzyszki. Złapał szatynkę w talii i przyciągnął do siebie. Patrzyła zdziwiona na jego poczynania. Musiała zadrzeć głowę do góry, żeby dostrzec jego wyraz twarzy.
- Andrzej – spojrzała na niego niepewnie.
- Och, daj spokój. Musimy skorzystać z okazji, gdy Nico wypuścił cię ze swoich szponów.
- O czym ty mówisz?
- Ma na ciebie ochotę. Wcale mu się nie dziwię – uśmiechnął się leniwie, kołysząc ich biodrami.
- Chyba czas się zbierać do domu – zaproponowała.
- Mmm… proponujesz coś konkretnego – nachylił się do jej twarzy.
- Żebyś już skończył imprezę – nerwowo szukała któregoś z jego bardziej trzeźwych kolegów.
- U mnie czy u ciebie? – podrażnił policzek dziewczyny swoim zarostem.
- Ja nie mogę sprowadzać nikogo na noc. U ciebie – podjęła grę. Za plecami siatkarza dała znak rozgrywającemu, że udają się do wyjścia. Argentyńczyk na szczęście zrozumiał, o co jej chodziło i czekał z ich okryciami w drzwiach.
- Panu już podziękujemy – Andrzej odepchnął go.
- Uspokój się. W domu czeka na ciebie Inga. Odprowadzimy cię – ładziła sytuację Marta.
- Inga… Inga… A tak, moja dziewczyna – olśniło środkowego.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


No, Nico i spółka wracają do akcji ;) Końcówka to wstęp do jednej z moich ulubionych scen :D Oby i wam przypadła do gustu, bo pisząc to, wybitnie się starałam :)
Ze wstawiennictwem cioci Lady zaczynamy walkę z systematycznością ;)
Ahoj!

środa, 15 lipca 2015

Siódmy

                Wchodząc do klubu, czuła lekki wpływ alkoholu na swój organizm. To Ola miała być jutro kierowcą, więc sama pozwoliła sobie na więcej kolejek z uczelnianym towarzystwem. Ci rozpierzchli się po lokalu, jedni do toalety, drudzy do baru. One wybrały parkiet. Grupką kilku dziewczyn stworzyły kółko. Z czasem zjawili się ich koledzy, a w tym Leszek. Zdecydowanie zasługiwał na miano króla parkietu. Tłum dziewczyn otoczył go z różnych stron. Szatynka posłała mu rozbawiony uśmiech, zanim przepadł na dobre.
Marta odwróciła się do swojej przyjaciółki, która świetnie się prezentowała w sukience w czerwono-czarną kratkę, rozszerzaną od pasa do kolan. Wszystkie jej koleżanki prezentowały się zachęcająco dla płci przeciwnej, dlatego co chwilę kolejni panowie prosili je do tańca. Nawet Emilia znalazła się w ramionach jednego ze studentów. Szatynka przeczekała moment nieobecności towarzyszek, subtelnie podrygując w miejscu.
Miała na sobie bawełnianą sukienkę w szmaragdowym kolorze, odciętą pod biustem. Jedną ze swoich ulubionych, ale i tak nie czuła się zbyt pewnie. Cieszyła się jedynie ze swoich wygodnych butów na obcasie. Tomczak pomyślała o wszystkim. Doskonale wiedziała, co lubi jej przyjaciółka. Dobrze, że zostawiła u niej trochę rzeczy na okres wakacyjny, a nie wywiozła ich do rodzinnego domu.
Krąg tańczących powoli wracał do pierwotnej wielkości. Zabawa się rozkręcała. Dziewczyny powoli przeczesywały parkiet wzrokiem w poszukiwaniu ciekawych męskich osobników. Nagle kilka z podekscytowaniem zaczęło wpatrywać się w kogoś za plecami Niesnasek. Ta tylko się zaśmiała, widząc ich umizgi. Lekko drgnęła, gdy poczuła czyjąś dłoń na plecach. Natychmiast się odwróciła.

~~~~

                Wbrew pozorom trochę zajęło im przygotowanie się do wyjścia. Mężczyźni też potrzebują odrobiny czasu na doprowadzenie się do ładu. Prawie dziesięcioosobową grupą wybrali się na imprezę, zaczynając wieczór od kolejki piwa. Nicolas mimochodem od wejścia do klubu rozglądał się po parkiecie.
- Ktoś szuka swojej ukochanej – roześmiał się Facundo, a reszta mu zawtórowała.
- Dajcie spokój. Żadna ukochana – prychnął rozgrywający.
- A jednak masz nadzieję, że przyjdzie – zauważył Karol z przebiegłym uśmiechem.
- Bo byliśmy tak genialni, żeby mu podpowiedzieć ten wypad – Wrona przybił piątkę z Argentyńczykiem.
- To nic zobowiązującego – rzucił chłopak, upijając kilka łyków z kufla.
- A jednak zjawiła się nasza ślicznotka – Conte uśmiechnął się z satysfakcją, spoglądając w stronę tłumu tańczących.
- Nasza? – wyrwało się brunetowi oburzonym tonem. – Gdzie?
- Niedaleko sceny, po lewej – przyjaciel pochylił się do niego, wskazując właściwy kierunek dyskretnie palcem.
- To co? Pijemy za pierwszy podryw Nico? – zaproponował Andrzej, po czym wszyscy stuknęli się szklanymi kuflami.
Rozmowa toczyła się coraz bardziej gładko i schodziła na trywialniejsze tematy. Brunet uczestniczył w niej, ale nie omieszkał wpatrywać się w szatynkę tańczącą na parkiecie. Przyszła. Dla niego? Chętnie by się tego dowiedział.
- Zamierzasz się tak gapić, czy do niej podejdziesz? – szturchnął go Facu.
- Jeszcze nie wiem – mruknął.
- Uriarte, to jest impreza. Tu się tańczy! – chłopak głośno odstawił puste naczynie na stół i ruszył w stronę parkietu. – Jeśli ty nic nie robisz, to ja zrobię to za ciebie – mrugnął do kumpla.
Rozgrywający zacisnął pięści, ale przemilczał tą sytuację. Dlaczego los pokarał go takim  towarzyszem? Nie miał przy nim najmniejszych szans.
- Pies ogrodnika? – usłyszał głos jednego z Polaków. Spojrzał w lewo, natrafiając na rozbawiony wzrok środkowego.
- Wcale nie.
- Jasne – otrzymał kuksańca w bok. – Chyba chce cię zmotywować do działania.
- Przynajmniej zawsze przetestuje, czy dziewczyny są zainteresowane mną, czy profitami bycia ze sportowcem – uśmiechnął się krzywo Argentyńczyk. Ich stolik powoli się wyludniał, bo reszta zgromadzonych też miała ochotę potańczyć.
- Myślę, że jeszcze jedno piwo dobrze nam zrobi – stwierdził Wrona i kiwnął na kelnerkę.
- Z okazji męskiego wyjścia zamierzasz się upić w trupa? – spytał rozbawiony obcokrajowiec.
- Skąd! Wytańczymy to – mrugnął do niego brunet.

~~~~

- Facundo? – przystanęła na chwilę z wrażenia.
- To ja. Cieszę się, że mnie poznajesz – uśmiechnął się szeroko.
- Jasne. Jak mnie tu znalazłeś?
- To nie było trudne, bo ja też ciebie pamiętam.
- Miło mi bardzo. – Czuła na sobie ciekawskie spojrzenia koleżanek.
- Zatem nie będziesz miała nic przeciwko, by poświęcić mi kilka piosenek, hmm? – sprawnie pochwycił ją w swoje ręce.
- Jakbym śmiała odmówić – odparła, lekko onieśmielona.
Conte był tak samo dobrym tancerzem, jak siatkarzem. Dziewczyna wirowała na parkiecie, asekurowana przez bruneta. Czuła się bardzo pewnie przy nim i tylko początkowo obawiała się jego wygibasów. Kiedy prawie wylądowała twarzą w jego białej koszulce z wycięciem w kształcie litery v, odkryła całkiem przyjemny zapach perfum. Argentyńczyk ogólnie prezentował się jako chodzące pożądanie, ale nie wzbudzał w niej zbyt głębokich uczuć. Nawet gdy jego dłonie wylądowały niebezpiecznie nisko na talii szatynki.
- Chyba mam dla ciebie niespodziankę.
- Dla mnie? – spojrzała na niego zaskoczona, a on ją odwrócił do siebie plecami, lekko obejmując na brzuchu.
- Spójrz tam – chłopak kiwnął głową w stronę stolików po drugiej stronie lokalu. Trwając ciągle w tej samej pozycji z przyjmującym i kołysząc się w rytm muzyki, wytężyła wzrok. Po chwili dostrzegła to, czego szukała cały wieczór, a raczej tego. Brunet siedział z kuflem w ręce i smętnym spojrzeniem. Po chwili również patrzył w jej stronę, jakby go przyciągnęła myślami. Szatynka uśmiechnęła się nieśmiało, czekając na jakąś reakcję chłopaka. Ten jednak odwzajemnił grymas na bardzo krótko i szybko odwrócił wzrok.
- Jest zazdrosny – ponownie usłyszała głos Facundo przy swoim uchu.
- Bez przesady, nie ma o co – wzruszyła ramionami.
- Ślicznie wyglądasz – mrugnął do niej, po czym przechylił ją znienacka przez ramię.
- Facu – wydyszała, po przywróceniu jej do pionu, i mocno uczepiła się siatkarza. – Daj żyć.
- Ach Marta, Marta – zaśmiał się serdecznie. – Muszę uciekać, zanim Uriarte przyjdzie rozszarpać mnie na strzępy.
- Jestem pewna, że nic takiego nie przyszło mu do głowy.
- A ja jestem pewien, że jeśli on nie ruszy tyłka, to zatańczę z tobą mniej grzecznie – szybko cmoknął policzek dziewczyny, oddalając się do baru.
- Martuś, właśnie tańczyłaś z Facundo Conte – syknęła Ola blisko jej twarzy.
- Wiem, też jestem w szoku. Pół Skry tu jest – Niesnasek podzieliła się lokalizacją stolika sportowców.
- Fuck, nawet ta sierota o kulach się tu doczołgała – druga z dziewczyn nie miała zbyt  zadowolonej miny.
- Ostatnie wasze starcie nie było takie złe – wyrwało się Marcie, za co dostała kuksańca.
- Jasne, bo myśli, że może robić, co mu się żywnie podoba. Oby tej kalece nie zamarzył się podbój parkietu – jęknęła.

~~~~

                - Biedny Włodi. Naszprycowali go lekami i cały wieczór o suchym pysku – zarechotał Wrona.
- Za to widzę, że ty pijesz za nas dwóch – zmierzył go spojrzeniem Wojtek.
- Spoko. Jak tylko się wyliżesz, to też gdzieś pójdziemy – szatyn otrzymał potężne klepnięcie w plecy.
- Z wyczuciem, stary, bo zaraz mi żebra połamiesz – jęknął.
Dalej okupowali swoje miejsca, gdy do stolika powrócił argentyński przyjmujący. Czuł na sobie spojrzenie przyjaciela. Uśmiechnął się do niego szeroko, upijając kilka łyków z jego kufla.
- Jak tam? Dalej wysiadujecie jaja? – brunet rozejrzał się po zgromadzonych.
- Ja chętnie potańczę! – zerwał się Andrzej.
Nicolas milczał zawzięcie. Nie zamierzał o nic wypytywać, by nie dać towarzyszowi satysfakcji.
- Powiedziałem jej, że jesteś – zagaił Facundo.
- Tak?
- Nie udawaj głupiego. Widziałeś, że się patrzy. Ucieszyła się – kontynuował.
- Co w związku z tym? – spytał niższy brunet.
- Mógłbyś się chociaż przywitać. Przypominam, że to ty ją tu zaprosiłeś.
- Nie odpuścicie mi przez cały wieczór, co? – mruknął rozgrywający.
- Myślałem, że umiesz się obchodzić z kobietami – szturchnął go Włodarczyk.
- Całe szczęście, że mam przy sobie grono specjalistów – prychnął.
- Nie masz się czego bać. Wcale mnie nie podrywała – pocieszył go po cichu kumpel.
Gdy został w loży tylko on i Wojciech, kompletnie nie wiedział, co począć. Wrona okupował toaletę, a reszta parkiet. Nie trudno było im o partnerki. Nicolas co jakiś czas sprawdzał położenie zielonej sukienki.
- Mną nie musisz się przejmować, jak coś – rzucił przyjmujący z uśmiechem.
- Sam nie wiem…
- Serio. Zaraz któryś z chłopaków wróci, a ty skorzystaj z chwili, gdy cię nie obserwują – poradził mu.
Chłopak rozejrzał się niepewnie, po czym odstawił kufel na stół.
- No cóż, raz się żyje – westchnął i wstał z miejsca.

~~~~

                Pokręciła głową ze śmiechem. Kolejny adorator oddzielił Aleksandrę od niej. Szatynka zerknęła w stronę znajomych. Znów zapanowało rozproszenie, a ona nie będzie stała tu sama jak dziwoląg. Odwróciła się z zamiarem udania się w miejsce, gdzie mogłaby w spokoju podpierać ścianę.
Nie zrobiła zbyt wielu kroków, bo wpadła  na kogoś. Twarzą zetknęła się z granatową koszulką i obojczykiem o zdecydowanie męskim zapachu. Czyjaś ręka przytrzymała ją za plecy w ratunkowym odruchu.
- Przepraszam bardzo – zaczęła dziewczyna, nim podniosła głowę.
- Cała przyjemność po mojej stronie – usłyszała po angielsku. Dzięki butom na obcasie, osobnik był od niej wyższy tylko o niecałą głowę. Rozpoznała głos, ale i tak ze zdziwieniem spojrzała lekko pod górę.
- Nicolas – stwierdziła po chwili, doprowadzając się do porządku.
- Marta – odpowiedział z uśmiechem. Opuścił rękę, a jego towarzyszka zrobiła krok do tyłu. Oboje nie wiedzieli, co powiedzieć, więc tylko patrzyli na siebie.
- Jeszcze raz przepraszam. Właśnie usuwałam się z parkietu.
- Nic nie szkodzi.
- Nie chcę przeszkadzać… - zaczęła, czując się coraz bardziej niezręcznie.
- Co ty. Właściwie… Przyszedłem do ciebie – przyznał brunet.
- Widziałeś mnie? – spytała, już po chwili czując kompletne zażenowanie. On tylko wyciągnął w jej kierunku rękę i pytająco uniósł brew. Przeniosła wzrok z twarzy chłopaka na jego dłoń, po czym niepewnie ją chwyciła. Zaprowadził ją w dalszą część parkietu. Delikatnie położył rękę na łopatce niebieskookiej, czując jak ona wspiera się o jego ramię. Uśmiechali się d siebie, nic nie mówiąc. Poruszali się sprawnie w takt muzyki. Marta pozwoliła się poprowadzić w tańcu, nie próbowała przejąć dowodzenia.
- Chyba jesteśmy na cenzurowanym – powiedziała i kiwnęła głową w stronę loż. Uriarte przewrócił oczami i ciężko wstchnął.
- Z nimi gdzieś wyjść…
- Nie denerwuj się. Przywykniesz do ich charakterów – pocieszyła go.
- Doprawdy, da się? – udał zdziwienie, rozśmieszając towarzyszkę.
Gdy ją obrócił, jej włosy wirowały razem z nią, delikatnie muskając jego twarz. Coraz śmielej czuli się ze sobą, jak również w tańcu. Zwłaszcza szybsze rytmy pozwoliły im się rozkręcić i spożytkować miejsce na parkiecie.  Marta najbardziej lubiła momenty, gdy po obrotach ponownie lądowała w ramionach bruneta. Uśmiechał się do niej cały czas, co powodowało mnóstwo ciepła rozlewającego się wewnątrz jej ciała. Za plecami Uriarte dostrzegła Olę, szczerzącą się głupkowato i strzelającą brwiami.

~~~~

- Patrzcie jak sobie ładnie Nico radzi! Moja krew – Wrona bił się w pierś.
- Gdyby brał przykład z ciebie, to by się ledwo słaniał na nogach – prychnął Włodarczyk.
- O przepraszam, ja sobie świetnie radzę – środkowy zeskoczył na podłogę, jakimś cudem nie tracąc równowagi. – W tańcu również!
Andrzej powoli wtapiał się w tłum tańczących, mimo ponadprzeciętnego wzrostu. Lekko kołysał się na boki, szukając potencjalnej partnerki. Zmrużył oczy. Zlokalizował rozgrywającego z jego wybranką, a potem mignęła mu jeszcze jedna znajoma twarz.
- Cześć – wykrzyczał do przechodzącej obok niego szatynki. Ta rozejrzała się wokół i utkwiła w brunecie zaskoczone spojrzenie.
- No cześć.
- My się znamy – zauważył siatkarz. – Czekaj, ze szpitala! To ty! Włodi histeryzował, że go uszkodzisz – olśniło go.
- Tak, to ja – zaśmiała się na wspomnienie praktyki.
- Wiesz, że on też tu jest? Ale będzie miał minę – nawijał dalej, nie dostrzegając nagłej paniki na twarzy Aleksandry.
- Super, niestety muszę iść do toalety – próbowała się wykręcić.
- O, to po drodze – złapał ją za ramię i pociągnął w stronę stołu.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam i gratuluję cierpliwości i wytrwałości, jeśli jeszcze tu jesteście ;)
W końcu pożegnałam sesję, wróciłam do domu i rozpoczęłam praktyki. Byle do sierpnia ;)

Och i musicie mi wybaczyć, ale trochę ta impreza się pociągnie w najbliższych odcinkach :P tyle się dzieje, nie da rady w jednym pomieścić :P
Dobra wiadomość, to taka, że zastanawiam się, czy nie zacząć pisać dłuższych, żeby nie wyszło mi z tego opowiadania 50 rozdziałów ;)

Do usłyszenia, niedługo!

sobota, 30 maja 2015

Szósty

- Oszaleć idzie, naprawdę – westchnęła Ola do słuchawki.
- Nie przejmuj się, jutro ostatni dzień. Może dostaniesz mniej problemowego pacjenta – zaśmiała się przyjaciółka.
Obie leżały już w łóżkach, zmęczone  trudami dnia. Wspólne rozmowy stanowiły znaczącą otuchę w wytrwaniu do końca w niezbyt sprzyjających warunkach. Jeśli zawodziły osoby pod ręką, zawsze mogły  liczyć na siebie. Od października zaczną się regularnie widywać w Łodzi.
- Łatwo ci mówić, bo Nicolas się zachowuje jak książę na białym koniu, a nie jak zły czarnoksiężnik – rzuciła niższa z dziewczyn.
- Nie zaczynaj – roześmiała się druga.
- Wiesz, jakie masz szczęście? Mi się to w głowie nie mieści – westchnęła.
- Mi tym bardziej. Właśnie. Nie pracujesz w niedzielę, to przyjedź po mnie, skoczymy na tą imprezę – zachęcała Marta, powoli układając plan działania.
- Kogoś tu ciągnie do kolejnego spotkania.
- Nie chcę być niemiła. Chociaż się z nim przywitam i tyle. Na pewno będzie miał swoje grono do zabawy.
- Jaaasne. Przemyślę to jeszcze, kochana. Może powinnam się odstresować – zamyśliła się łodzianka.
- Liczę na pozytywne rozpatrzenie sprawy!

- To mówisz, że idziemy na imprezę? – zagadnęła Emilia, podnosząc się na łokciu z pozycji leżącej.
- Jak tylko masz ochotę – koleżanka odpowiedziała jej uśmiechem.
- Pewnie, że tak. Idealne zakończenie męki! Laski, też idziecie? – stuknęła w łóżka współlokatorek.
- Ja już kupiłam bilet na niedzielne popołudnie, nie zamierzam tu zostać nadprogramowo – skrzywiła się Anna.
- Ja tak samo – jęknęła Roksana.
- Martuś, to zaprosisz tych swoich nowych kolegów z roku, co?
Szatynka roześmiała się serdecznie.

~~~~

Inga ostatnimi resztkami dobrej woli powstrzymywała się przed  ucieczką z błękitnego korytarza. Od słowa do słowa trafiła w końcu do edukacyjnej placówki z wakatem nauczycielskim. Naprawdę, życiowe towarzyszki siatkarzy z aprobatą podeszły do jej pomysłu, ciesząc się na odmłodzenie grona pedagogicznego.
Niestety nie zastała od razu dyrektorki i zmuszona była poczekać. Żałowała, że nie zabrała ze sobą żadnej książki, która umiliłaby jej czas. O mało nie parsknęła śmiechem, gdy powróciła myślami do ostatnich rozmów ze swoim chłopakiem. Uczepił się tematu dziecka, jak rzep psiego ogona. Stanowiło to kompletny kontrast z jej staraniem o pracę. Notabene, zainicjowanymi przez samego pana Wronę.
Na szczęście strach jej nie sparaliżował, a podczas rozmowy o pracę wywarła tak dobre wrażenie na sędziwej pani dyrektor, iż ta z miejsca zaniechała dalszych poszukiwań. Sekretarce zlecono natomiast anulowanie kolejnych spotkań.

- Kochanie, oto przed tobą nowa członkini ciała pedagogicznego – wyśpiewała brunetka od progu.
Zaspany siatkarz zjawił się w korytarzu z niezbyt wyraźną miną i fryzurą w nieładzie.
- Eee… Gratulacje? – wychrypiał nieporadnie.
- Czuję się, jakbym żyła z niemowlakiem. Tylko śpisz i jesz, kiedy jesteś w domu – załamała ręce.
- Inga, no – jęknął.
- Już dobrze, mój ty duży chłopczyku – podeszła do ukochanego po buziaka w usta.
- Powinniśmy jakoś uczcić twój sukces – odparł, zaplatając dłonie za jej plecami.
- Czekam na propozycje.
- Dzisiaj proponuję romantyczną kolację, a pojutrze imprezę w siatkarskim gronie – Andrzej uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z siebie.
- Zgadzam się tylko z pierwszą częścią, ale pozwalam ci iść się pobawić w pojedynkę. Ja raczej spędzę weekend na przysposobieniu się do nowego zajęcia.
- Nie rób mi tego. Znowu nie będę miał z kim tańczyć przytulańców – mruknął brunet, drapiąc ją swoim zarostem po policzku.
- Myślę, że kandydatek będziesz miał dość i zawsze masz niezawodnego Karollo – zażartowała.

~~~~

Dlaczego tak łatwo w jej umyśle zakiełkowało milion myśli o Nicolasie? Byli sobie prawie kompletnie obcy, bo co ona o nim wiedziała? W drodze na miejsce porannej zbiórki przeczesywała w myślach zawartość swojej torby. Czy miała tam cokolwiek imprezowego? Przecież musiała jakoś wyglądać, co najmniej przyzwoicie.
- A twój nowy znajomy też będzie? – Nagle wyrosła przed nią bezczelnie uśmiechnięta twarz Leszka.
- Bardzo możliwe. Wpadł ci w oko? – odparowała bez ogródek.
- Martix, od kiedy ty taka wyszczekana? – zrobił duże oczy. – Aha, zazdrosna samica.
- Daj spokój – prychnęła, przeciskając się między ludźmi do przodu.
- Czuję w kościach, że jednak się pojawi – krzyknął za nią.
Tylko westchnęła, rozglądając się za kimś innym do rozmowy.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taka fanka siatkówki – usłyszała obok siebie głos kolegi.
Odwróciła głowę w jego stronę. Myślała, że ich kontakty zakończyły się na udzieleniu mu korepetycji. Owszem, widywała go często od tamtego razu, ale znajomość nie zyskała na żadnej zażyłości. Wybrał się z nimi na mecz, lecz dziewczyna starała się jak najmniej uwagi poświęcać jego osobie. W końcu na boisku znajdował się wtedy ktoś znacznie ciekawszy.
- U ciebie to też dla mnie nowość – odpowiedziała.
- Wolę koszykówkę, ale zawsze to ciekawsze niż siedzenie w pokoju – uśmiechnął się Jacek.
- Nie martw się. Więcej nie będziesz tu tkwić. Koniec męczarni – powiedziała pocieszająco.
- A ta impreza? – zagadnął.
- Wybierasz się? – zdumione spojrzenie szatynki wiele wyrażało.
- Czemu nie. Mam nadzieję, że się zobaczymy. – Lekko dotknął jej ramienia i zniknął wśród reszty studentów.
Marta na chwilę odpłynęła myślami podczas krótkiej przerwy na drugie śniadanie. Nie była głodna. Popatrzyła w stronę Jacka, który siedział z kolegami, pałaszując kanapki. Jeszcze niedawno chłonęła każde jego słowo, szukała jego sylwetki na uczelni. Dzisiaj, kiedy w końcu porozmawiali, nie poczuła ekscytacji. Ba, nie zależało jej. Przestał się jej podobać? Być może… Teraz zupełnie kogoś innego będzie wypatrywać jutro.

~~~~

Aleksandra odczuwała jednoznaczne intencje Macieja, który w ostatnich dniach proponował różne wyjścia. Zazwyczaj się zgadzała, odmawiając jedynie sobotniego wyjścia na miasto. W końcu miała uraczyć przyjaciółkę w niedzielę swoją obecnością.
Wchodząc do znajomej sali, pomyślała że to ostatni dzień pobytu „wielkiej gwiazdy”. Chociaż nie myślała o nim już jako o wrzodzie na tyłku, mimo wszystko miło będzie odetchnąć i  się nie martwić.
- Cześć! – usłyszała pogodny głos siatkarza i o mało nie przewróciła się z wrażenia.
- Dzień dobry – odwzajemniła lekki uśmiech. – Najpierw na chwilę lód, bo jeszcze nikt u ciebie nie był z okładem, później poćwiczysz, a potem znowu będziesz spacerował jak dziadek z balkonikiem – pokusiła się  o zgryźliwy żarcik.
- Gdyby każdy balkonik był taki… - otaksował wzrokiem sylwetkę praktykantki, wprawiając ją w zawstydzenie.
- Pamiętaj, to ja mam przewagę – rzuciła, przykładają mu na stopę przez ręcznik lód i zostawiając szarfę do samodzielnego ćwiczenia stopy.
W drzwiach zderzyła się ze swoim kolegą, który natychmiast ją złapał.
- Szukałem cię – zaśmiał się, całując szatynkę w policzek.
- Tak? Coś się stało?
- Mam coś dla ciebie – wyciągnął w jej stronę skromny bukiecik stokrotek.
- To dla mnie? Piękny – szybko podniosła go do nosa i zaciągnęła się zapachem. Blondyn postukał palcem w swój policzek. Ola natychmiast w wyrazie wdzięczności go tam pałowała.
- Ekhem! – rozległo się za ich plecami. – Jakbym chciał pooglądać romansidła, to bym sobie włączył telewizor.
Dziewczyna szybko się skonstatowała i wyszła z pomieszczenia. Maciek uśmiechnął się złośliwie do sportowca.
- Czyżby ktoś tu nie miał dziewczyny?

Połowa dnia upłynęła jej na żartach i pogaduszkach z towarzyszem niedoli. Nawet podczas pracy potrafili się nawzajem rozbawić, przy okazji poprawiając humor pacjentom. Wyjątkiem był Włodarczyk, który na śmiechy wspomnianej dwójki reagował jak byk na czerwoną płachtę. Na szczęście popołudniu ktoś odbierał go ze szpitala.

Siatkarz krzątał się w koło swojego łóżka. Niedawno zjawił się fizjoterapeuta z bełchatowskiej drużyny, który zabierał go do jego mieszkania, a przy okazji poszedł przedyskutować z lekarzem dalszą rekonwalescencję. Na szczęście skręcenie ledwie kwalifikowało się na 2 stopień, więc czekało go krótkie usztywnienie stawu. W łazience chłopak przebrał się we własne rzeczy. Niestety to praktykant przyszedł zabandażować mu stopę i założyć usztywnienie.

Usiadła w pomieszczeniu dla personelu, by wypełnić kilka papierów. Nikt nie przeszkadzał jej w skupieniu się, więc szybko dopełniła formalności.
- Ja już uciekam. Jadę się pokazać w domu – wpadł Maciej.
- Och, no to szczęśliwej podróży i do zobaczenia – uśmiechnęła się szatynka.
- Pa, Olcia – poczuła szybki całus w policzek. Patrzyła za znikającym kolegą, ciesząc się sama do siebie.
- Naprawdę myślisz, że mu zależy? To jest niby romantyczny facet? – w drzwiach zjawił się Włodarczyk ubrany w klubowy dres i z kulami u boku.
- Co ty tu robisz? – spytała zaskoczona.
- Chciałem podziękować za opiekę. Czekają na mnie na parkingu – oznajmił łagodnym tonem.
- Myślałam, że czyhałam na twoje zdrowie i karierę – spojrzała na chłopaka uważnie.
- Daj spokój – machnął ręką.
- No tak, po tobie wszystko spływa – westchnęła, chcąc minąć siatkarza w drzwiach. – Do widzenia.
- Twój kolega w ogóle się nie stara – prychnął.
- O co ci teraz chodzi? – zadarła głowę do góry.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, aż w końcu Wojtek przyciągnął praktykantkę do siebie. Jedna z kul upadła na ziemię. Wolną ręką przyjmujący uniósł dziewczynę do góry i pocałował ją, zanim zaczęła protestować. Musiał zwalczyć moment jej oporu, w czym pomogły coraz głębsze pocałunki. Ola nie pojmowała zaistniałej sytuacji i tylko bezwiednie przyłączyła się do ruchu jego warg. Trzymał ją mocno przez kilkanaście sekund, po czym odstawił na ziemię.
- Miłego dnia – rzucił, podnosząc kulę i pokuśtykał do głównego wyjścia. Co to miało znaczyć, do cholery?

~~~~

                „Nie grzeb w torbie. Mam coś dla ciebie. Będę za pół godziny :*”

Dziewczyna uśmiechnęła się do telefonu. Na przyjaciółkę zawsze mogła liczyć. Jedynym elementem zaskoczenia była pomysłowość gościa. Szatynka nie wiedziała, czego się spodziewać, bo nie we wszystkim się widziała. W razie czego wskoczy w ulubione dżinsy i t-shirt. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, gdyż coraz bardziej zbliżał się wieczór. Bardzo chciała się dobrze bawić i przestać myśleć o siatkarzu. Jednak czy to nie on ją tam zaprosił? Marta fuknęła ze złości.
- Nie wpadaj w paranoję… - rzuciła sama do siebie.

Z nieskrywaną radością wybiegła przed ośrodek i dopadła do samochodu Aleksandry. Prawie siłą wyciągnęła ją z siedzenia kierowcy i mocno przytuliła. Zaskoczona dziewczyna odwzajemniła uścisk.
- Dobrze, że jesteś. Za godzinę zaczynamy befor party.
- Proszę, proszę. Czyli dobrze wyczułam sprawę z tymi odwiedzinami monopolowego – zaśmiała się niższa z nich.
- Trzeba się wprawić w odpowiedni nastrój. Chciałaś mi o czymś opowiedzieć na żywo.
Popatrzyły na siebie poważnie, niemal bezgłośnie dochodząc do porozumienia o poszukaniu dogodniejszego miejsca na szczere rozmowy. Chyba najlepszą opcję stanowił spacer bełchatowskimi uliczkami.
- Chodzi o Włodarczyka – zaczęła Ola niepewnie.
- Podobno już się go pozbyłaś ze szpitala. Jakiś przypał na odchodne?
- Przypał to chyba nie, ale… On…
- Powiedz mi, bo komu innemu jak nie przyjaciółce? – szatynka złapała towarzyszkę za ramię. – Głęboki wdech i…
- Pocałował mnie – dwa słowa w ciągu milisekundy, a potem szkarłatny rumieniec wpełzł na twarz studentki.
- Co proszę? On? Ten krzykacz? Przecież dogryzał ci na każdym kroku – Niesnasek nie potrafiła pojąć usłyszanej rewelacji.
- Tak samo nie wiem, o co chodzi. Na szczęście to koniec spotkań z panem siatkarzem.
- W życiu bym się tego nie spodziewała. Chociaż się postarał? – delikatne uśmiechy wpełzły na obie twarze.
- Nie miałam szans się wyrwać. Obezwładnił mnie, a przecież ma chorą kostkę! – jęknęła.
- Czyli chociaż coś mu wychodzi! – zaśmiały się obie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, zniknęłam na zbyt długo. Nie będę tu wypisywać tłumaczeń.
Ucieszę się, jeśli zostaliście ze mną :)

środa, 29 kwietnia 2015

Piąty


- Marta!
Stanęła w miejscu, chcąc zapaść się pod ziemię. Z tyłu słyszała obcokrajowca, wołającego ją po imieniu. Przed sobą miała kilkanaście osób wpatrzonych w nią z wielkimi oczami, w tym jej znajomych.
- Idź, poczekamy! – krzyknął Leszek, nie pozostawiając jej wyboru.
Odwróciła się powoli, po czym zobaczyła Nicolasa skaczącego przez bandy reklamowe. Zrobiła kilka kroków w jego stronę, nie czując się zbyt komfortowo pod ostrzałem spojrzeń kibiców i pozostałych siatkarzy.
- Nieładnie tak uciekać bez pożegnania – uśmiechnął się.
- Przepraszam, nie uznałam, że to konieczne… Znaczy, żadna ze mnie wielka osobistość – tłumaczyła się długowłosa.
- Przestań. Dobrze cię widzieć – pocałował ją w policzek, a ona natychmiast się zarumieniła.
- Ciebie też. Zwłaszcza na boisku. Fantastyczny początek, jak dla mnie. Facundo nie dokucza bark? – skierowała rozmowę na sportowe tematy. Usiedli na najbliższych krzesełkach w pierwszym rzędzie sektora.
- Zamierzamy go oszczędzać. Na razie skupia się na przyjęciu. Będzie wniebowzięty, że o niego pytałaś – zaśmiał się brunet.
- Taki spragniony bycia w centrum uwagi?
- Kobiecej zwłaszcza – dorzucił kompletnie rozbawiony.
- Pozwalam ci go pozdrowić. A ty jak się czujesz w drużynie? – spytała, przyglądając mu się uważniej.
- Tak jak było widać w meczu – odwzajemnił spojrzenie. Żadne z nich nie czuło potrzeby uciekania wzrokiem, a wręcz przeciwnie.
- Czekam na tytuł MVP w takim razie – powiedziała. – Przepraszam cię, ale oni czekają na mnie na zewnątrz.
Na te słowa Uriarte ocknął się z zapatrzenia i zaczął nerwowo wykręcać palce.
- Wyjeżdżasz w niedzielę? – wystrzelił nagle.
- Tak. Jakoś pod wieczór.
- Nico! – ktoś krzyczał z boiska. Siatkarz zignorował kumpli udających tancerzy.
- Wszystko z nimi w porządku? – Marta wyraźnie się z nich śmiała.
- A w ogóle kiedyś było? – mruknął z politowaniem.
- Nie sądzę. To ja uciekam. Powodzenia! – wyciągnęła w jego stronę rękę.
Uważał u niej za całkiem urocze to utrzymywanie dystansu w kontaktach z nim. Jakby w ogóle nie dopuszczała do siebie myśli, że mogą zawrzeć jakąkolwiek znajomość.
- Może wpadłabyś na pożegnalną imprezę do klubu? Chyba mają tu jakiś znośny lokal? - Zignorował jej dłoń, żegnając się w swoim latynoskim stylu. Dziewczyna ponownie poczuła wypieki na twarzy.
- Nie obiecuję, pa!
- Pamiętaj, do zobaczenia! – krzyknął, przypominając sobie ich pierwsze pożegnanie.

~~~~

Co może uprzykrzyć skutecznie wakacyjne praktyki w szpitalu? Upierdliwy pacjent oczywiście. Aleksandra z niewzruszoną miną starała się zmienić opatrunek siatkarzowi specjalnej troski po wcześniejszych ćwiczeniach. Szatyn oczywiście pojękiwał co najmniej 10 razy na minutę.
- Dzień dobry! – do sali wszedł Maciek i połaskotał koleżankę.
- Aaa! – dziewczyna podskoczyła w miejscu, kompletnie zapominając o wykonywanej czynności.
- Ałaaa! – krzyknął Włodarczyk. – Nienormalna jesteś?
- Sorry, moja wina – sprostował chłopak, za co został tylko zmierzony zabójczym wzrokiem.
- Nie martw się. Postaram się, żeby cię przenieśli – syknął do szatynki, którą aż zmroziło.
- W porządku? – spytała obojętnym tonem, wskazując na bandaż.
- Ujdzie. Szału nie ma.
Prawie trzęsąc się ze złości, schowała przyrządy do szafki. Poczuła czyjąś rękę na ramieniu.
- Dobrze się czujesz? – troskliwy ton blondyna lekko ją uspokoił.
- Jasne, dzięki za troskę – odparła niemrawo.
- Za kogo on się uważa?
- Za spadającą gwiazdę – rzuciła wystarczająco głośno, by dotarło to do Wojtka. Ten prychnął ostentacyjnie.
- Na pewno ci nie pomóc? – zaproponował student.
- Poradzę sobie – ucałowała jego policzek i sięgnęła po wózek, by odwieźć sportowca do jego sali.
- Takie to urocze, aż mnie mdli – ironizował przyjmujący na korytarzu, cmokając w powietrzu. Dziewczyna ostatkiem sił powstrzymała się od uderzenia go w głowę lub zepchnięcia ze schodów.
- Gdyby ktoś pytał, to ja też z wielką chęcią pozbyłabym się ciebie z listy moich obowiązków – warknęła, pochylając się nad nim. Potem jak najszybciej usadowiła go na łóżku i opuściła salę.
Oparła się dłońmi o parapet, oddychając ciężko. Codzienne użeranie się z siatkarzem nie wpływało na nią zbyt dobrze. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoją pracę, ale nie zamierzała się poddać. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Jeden gburowaty facet nie przekreśli jej marzeń. Jeszcze kiedyś będzie ją błagał o wizytę, a ona potraktuje go tak, jak on ją teraz.
- Co powiesz na wspólny obiad? – Blondyn wyrósł obok niej z uśmiechem na ustach. – Mamy 2 godziny przerwy, ubieraj się.
- Czyli nie mam wyboru? – zaśmiała się. Kątem oka dostrzegła przyglądającego im się bruneta. Pewnie zaraz poleci na nią poskarżyć, że romansuje na dyżurze.

~~~~

- Kochanie, wiesz, czego się dowiedziałem? - krzyknął środkowy od progu.
- Pewnie poczułeś obiad na klatce. Cześć - Inga podeszła do niego w fartuchu i ucałowała w policzek.
- To też, ale szukają nauczycielki w szkole - odparł zadowolony z siebie.
- Skąd takie wiadomości?
- Wyobraź sobie, że moi koledzy mają żony, a ich dzieci chodzą do szkoły - tłumaczył, kierując się do kuchni.
- Ale przecież już dawno jest wrzesień. Co się stało? - dociekała zdumiona dziewczyna.
- Jeny, nie jestem taki wścibski, żeby wszystko wiedzieć. Chyba jakaś historyczka zaciążyła. Idź tam i się dowiedz - przewrócił oczami chłopak.
- Już się tak nie denerwuj. Może spróbuję wybadać sytuację, o ile nie mają już kogoś z polecenia.
Andrzej rozsiadł się na krześle i posadził sobie brunetkę na kolanach. Ta początkowo zaskoczona, lekko przytuliła się do niego.
- Dziewczyny bez wahania cię polecą. Dyrektor na pewno liczy się z ich zdaniem, mają jakieś wpływy - gładził ją po ramieniu.
- Nienawidzę tego. Już nigdzie nie liczą się umiejętności - jęknęła.
- Skarbie, ja wiem, że jesteś świetnym pedagogiem i ty też to wiesz - siatkarz ucałował jej czoło. - Chcesz pracować w zawodzie, prawda?
- Tak, chcę bardzo.
- No to nie masz wyjścia, musisz spróbować. Chyba, że najpierw w planach miałaś dziecko, żeby potem nie przerywać kariery - zażartował brunet, a ona aż zerwała się na nogi.
- Że co? Oszalałeś?!
- To normalne kobiece marzenia, Inguś. Nie musisz się ich wstydzić - próbował złapać ją za rękę.
- Ty chyba niezbyt dobrze się dziś czujesz - prychnęła widząc jego szaleńczy uśmiech.
- Ale pomyśl tylko. Taki mały uroczy Wronka. Czyż to nie będzie najsłodsze dziecko świata? - rozczulił się i rozmarzył sportowiec, przybierając nieobecny maślany wzrok i podpierając głowę na rękach.
- Boję się ciebie - mruknęła dziewczyna i wróciła do gotowania.
- Nie chciałabyś? Bylibyśmy dobrymi rodzicami. - Podszedł do ukochanej od tyłu, gładząc ją po brzuchu. Natychmiast strąciła jego dłonie.
- Na litość Boską, Andrzej! - Odwróciła się przodem do środkowego. - Zdecyduj się, czy mam iść do pracy, czy chcesz powiększyć rodzinę!
- Ja tak tylko… - zaczął nieporadnie tłumaczyć.
- I to niby kobiety są niezdecydowane - prychnęła.
- Kochanie…
- Żadne kochanie! Śpisz na kanapie, dopóki nie zmądrzejesz - dźgnęła go łyżeczką w klatkę piersiową. Z niepocieszoną miną zasiadł z powrotem przy stole.

~~~~

Udało mu się zapaść w lekką drzemkę. Powoli coraz bardziej dłużyły mu się dni spędzane w szpitalnym łóżku. Niby to miło. że tak na niego chuchają przed sezonem, ale zdecydowanie wolałby leżeć w swoim mieszkaniu.
Do tego wszystkiego musiał oglądać gruchającą parkę praktykantów. Dziewczyna była naprawdę niczego sobie, chętnie zawieszał na niej oko, ale ten laluś… Wojtek uważał. że bez dwóch zdań zasługiwał na większą uwagę od niego.
Faktycznie na początku obawiał się o swoje zdrowie i że studentka to nie najodpowiedniejsza osoba do zajmowania się nim. Po kilku dniach dostrzegł jej starania i docenił delikatne dłonie. Zawsze wypełniała zalecenia jego lekarza i zdecydowanie zależało jej na dobrej opinii. Przestawała być ostrożna, gdy chłopak jej dogryzał. wtedy i ona odpłacała się pięknym za nadobne.
Włodarczyk często główkował, czy nie być dla niej trochę milszym, ale zawsze wtedy zjawiał się ten Maciej ze swoimi końskimi zalotami. Że też szatynka się na to nabierała. Wiadomo o co mogło chodzić takiemu kolesiowi. Seks, nic więcej. Po chwili przypomniał sobie, jak sam wgapiał się w jej tyłek. A jemu o co chodziło?
- Panie Włodarczyk, jakoś przeżył pan pod opieką naszej Oli. Trzeba było tak się awanturować? - śmiał się lekarz podczas obchodu.
- Bałem się o nogę, proszę zrozumieć.
- Jeszcze nie raz będzie pan w szpitalu. Nikt świadomie nie chce pańskiej krzywdy. Przecież to ja bym odpowiadał za każdy jej błąd. Trochę więcej wiary w młodych i starych ludzi.
- Przepraszam, doktorze. To ile mnie tu jeszcze będziecie trzymać? - zapytał szatyn.
- I tu mam dla pana niespodziankę. Pojutrze wypis. Do tego czasu spróbuje pan spacerów o własnych siłach.
- Ale tak bez niczego? Sam? - przestraszył się chłopak.
- Oczywiście, że nie. Albo kule albo pani Aleksandra. O, o wilku mowa! - Mężczyzna obrócił się w kierunku otwieranych drzwi. Studentka potoczyła po zebranych zdziwionym wzrokiem. Nie uspokoił jej uśmiechnięty od ucha do ucha Wojciech.
- Myślę, że zdecydowanie potrzebuję żywego człowieka - odparł.
- Popieram. Także teraz musi pan bardziej zważać na słowa, skoro chce pan jej pomocy - podsumował Wilczak na odchodne.
- O co chodzi? - spytała dziewczyna.
- Lekarz uznał, że powinienem spróbować chodzenia w większym wymiarze.
- Pewnie, leżysz tu jak kłoda drewna. Tylko się nie zabij - rzuciła zgryźliwie.
- To mi nie grozi. W końcu masz mnie asekurować - odparł zadowolony sportowiec, czekając na reakcję towarzyszki.
- Słucham?
- Chyba nie poskąpisz mi swojego ramienia? - spytał przesłodzonym tonem.
- Chyba nie sądzisz, że dotknę czegoś innego niż twojej stopy. Zapomnij!
- Takie są zalecenia Wilczaka - rozłożył ręce.

~~~~

Ola wypadła na korytarz jak burza. Czym prędzej pobiegła do swojego tymczasowego przełożonego. Zanim wtargnęła do gabinetu, wzięła kilka głębokich wdechów. Zbyt szybko ucieszyła się z wypisu Wojciecha.
- O co chodzi? - spytał mężczyzna, widząc podopieczną w drzwiach.
- Co pan naopowiadał temu siatkarzowi? Myślałam, że już z nim w porządku - oznajmiła niepewnie.
- Nie możemy go wypuścić kompletnie bezwładnego. Chyba jednak przypadła mu pani do gustu, skoro wolał panią od kul - doktor chyba doskonale się bawił sytuacją między upartymi młodymi.
- Co proszę? To jakiś zły sen - opadła na krzesło i oparła głowę o blat stołu. Po sali rozległ się śmiech.
- Wytrzyma pani te dwa dni. Wierzę w panią. - Poklepał ją delikatnie po plecach i wyszedł.
Po raz pierwszy bała się wejść do sali przed nią. Chłopak zaczął ostatnio podejrzanie się uśmiechać, przestał jej ubliżać, a teraz chciał z niej zrobić swoją podpórkę. Ona, metr sześćdziesiąt, i jego dwumetrowe cielsko?
- Zanim się na mnie uwiesisz, pomyśl, że ważysz dwa razy więcej ode mnie - ostrzegła, zbliżając się do jego łóżka.
- To z pewnością. Całkiem zgrabna jesteś. Nawet w tym fartuchu - rzucił, wpatrując się w nią intensywnie. Zmieszała się lekko, a on poczuł satysfakcję.
- Ruszaj tyłek. Przypomnimy ci, jak się chodzi na dwóch nogach.
- Obiecujesz, że mnie nie puścisz, ani nie popchniesz? - spytał poważnie.
- Wyrzuciliby mnie za takie okropne traktowanie naszej gwiazdy - udała podniosły ton. - No złap się, raz się żyje.
Ostrożnie postawił obie nogi na ziemi i skierował ciężar ciała na sprawniejszą z nich. Lewe ramię oplótł wokół ręki dziewczyny. Mimo różnicy wzrostu, stanowiła solidną podporę/ Dokuśtykał do drzwi, niepewnie spoglądając na towarzyszkę.
- Nieźle. Teraz korytarz - uśmiechnęła się pod nosem.
Nie czuła się zbyt komfortowo w bezpośrednim kontakcie z chłopakiem. Nawet nie wiedziała już, czego się po nim spodziewać. Przypomniała sobie rozmowy z przyjaciółką z poprzednich miesięcy. Tak, wtedy uważała go za przystojnego. Teraz stracił w jej oczach swoim okropnym zachowaniem. Bez tego spotkania, żyłaby w nieświadomości.
- O czym tak myślisz? - zagadnął.
- Kiedyś sądziłam, że spoko z ciebie koleś - odparła szczerze.
- Kiedyś?
- Przed twoją dziecięcą rozpaczą na oddziale. Za wcześnie cię odstawili od piersi matki, nie sądzisz? - spojrzała pod górę. Niestety, dalej był przystojny. To strata daru natury z takim charakterem.
- Nie powinnaś mnie oceniać po jednym zdarzeniu, w dodatku stresującym dla mnie - oburzył się niespodziewanie.
- A może to właśnie wtedy wyszło z ciebie prawdziwe ja? - odparowała. - Milusi to ty nie jesteś.
- Zyskuję przy lepszym poznaniu.
Nie skomentowała jego wypowiedzi. Nagle chciał się wybielić w jej oczach? Zupełnie niepotrzebnie. Niebawem ich drogi rozejdą się na dobre, a ona odetchnie z ulgą.
- Spróbuj stanąć na lewej nodze. Nie bój się, trzymam cię - poleciła tonem bez emocji.
Gdy tylko przełożył ciężar ciała na obolałą stopę, natychmiast się zachwiał. Odruchowo uczepił się obiema rękami ramion Aleksandry. Faktycznie, nie pozwoliła mu runąć na ziemię. Mocno załapała go w pasie.
- Wojtek, nic ci nie jest? - spytała wyraźnie przestraszona.
- Martwisz się - stwierdził przyjmujący, badając jej przejęty wyraz twarzy.
Sam powoli się uśmiechnął i pozwolił przywrócić się do pionu. To pierwszy raz, kiedy okazała mu inną emocję niż wrogość, a on widział z bliska jej szaro-niebieskie oczy. Pomyślał, że są śliczne.
- Nie myśl sobie, Bóg wie czego - zreflektowała się.
- Co wy wyprawiacie? - podbiegł do nich Maciej.
- Tańczymy kankana - warknął Włodi, tracąc dobry nastrój i uśmiech na twarzy. - Dzięki, Ola. Na dzisiaj starczy, poradzę sobie.
Samodzielnie dotarł do łóżka, przy okazji uderzając w pościel pięścią.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obiecany xD Pozdrawiam wszystkich spragnionych wątku Oli i Wojtka :)
Miłego majowego weekendu!
Martitta ugości Lady Spark i obejrzą Szczypiornistów na żywo!
Kraków <3

niedziela, 19 kwietnia 2015

Czwarty


Inga o mały włos nie spadła ze schodów w hallu głównym, gdy zobaczyła postać siatkarza, opierającego się o jeden z filarów na dole. Koleżanki tylko zagwizdały znacząco, a inne dziewczyny spoglądały na chłopaka z niemałym zainteresowaniem.
Po chwili Andrzej ją zauważył i zaczął wspinaczkę po schodach. Spotkali się w połowie drogi. Pochylił się, by ucałować jej policzek.
- O czymś zapomniałam? – spytała niepewnie.
- Skąd. To tak spontanicznie. Teraz wybieraj: albo wracamy i ja gotuję albo jemy na mieście – zaproponował w trakcie drogi do samochodu.
- Eee… To jaką knajpę polecasz? – spytała, po czym zaśmiali się oboje. Tak dawno nie byli swobodni w swoim towarzystwie.
Zasiedli przy stole przykrytym fioletowym obrusem i oboje zanurkowali w menu restauracji.
- Chyba nie powinieneś się obżerać przed treningiem, co? – zerknęła na chłopaka.
- Przecież powietrzem nie mogę żyć – wyszczerzył się. – Obiad musi być.
- Już ja powiem Miguelowi, czemu zamiast chudnąć, to ty tyjesz – pogroziła Inga z przebiegłym uśmieszkiem.
- Cii… Nie możesz mnie wydać bo mi przydzieli ochroniarza, żeby pilnował mnie 24/7.
- Jeszcze jedna osoba w mieszkaniu to byłby już tłok – przyznała.
- Zwłaszcza w sypialni – mruknął pod nosem, ale brunetka to usłyszała i kopnęła go pod stołem w nogę.
- Ała! Chyba nie chcesz, żebym skończył jak Włodi – jęknął.
- A temu co się stało?
- Staw skokowy. W dodatku panikuje w szpitalu – skrzywił się Wrona.
- Biedaczek. Zanieś mu następnym razem jakieś słodycze, żeby mu się humor poprawił – doradziła.
- Bez przesady, to nic wielkiego. Szybko wróci do zespołu. Najwyżej nie pobaluje na rozpoczęciu sezonu. A właśnie, pamiętasz?
- Jasne, nawet myślałam nad kreacją – zapewniła.
- Ja nie chcę, żebyś się zmuszała. Wystarczy powiedzieć – spoważniał.
- Przecież możemy jak najbardziej wyjść razem. O co ci chodzi? – dziewczyna przyjrzała mu się niepewnie.
- Nie chcę, żebyś całe życie robiła wszystko pode mnie. Właśnie dlatego siatkarzom psują się związki. Kobiety chcą być niezależne i mieć swoje życie – tłumaczył trochę nieporadnie, nie wiedząc czemu zszedł na taki temat.
- Spokojnie. Nie od razu jest kolorowo, ale staram się znaleźć sobie zajęcie. Niedawno się przeprowadziliśmy – dodała pocieszająco.
- Właśnie. Sprowadziłem się tutaj, naraziłem na odtrącenie rodziny.
- Doskonale wiem, jak wygląda ta sytuacja, ale to nie twoja wina. Chciałeś tutaj grać i przyjąłeś ofertę, jednak to ja zaproponowałam wspólne mieszkanie.
- Inga – złapał ukochaną za dłonie. – Nie zaczęliśmy dobrze w Bełchatowie jako para. Wiem i to wyczuwam. Nie chcę, żebyś przeze mnie płakała.
Patrzyła uważnie na środkowego, czuła jego delikatny dotyk, słyszała zmartwiony głos. Jednak rozmawiają  o swoim związku i żadnemu z nich nie jest on obojętny. Nie wszystko da się wyrazić słowami, można się porozumieć bez nich.

~~~~

Niechęć do słuchania narzekania koleżanek wygnała ją na obiad na mieście, spacer i zakupy. Szatynka z ulgą wyszła na świeże powietrze. W końcu pierwszy chłodniejszy dzień w tym tygodniu. Narzuciła na siebie skórzaną kurtkę i ubrała trampki.
Do wyjazdu pozostało zaledwie kilka dni z kolokwium zaliczeniowym na końcu. Mogła zacząć wcześniej naukę, ale zawsze twierdziła, że nie potrzebuje aż tyle czasu. Ze spokojem skonsumowała obiadowe danie z devolayem. Potem odwiedziła mały supermarket i z reklamówką w ręce przemierzała parkowe alejki.
Dzień nadawał się na spacer. Słońce świeciło popołudniowym blaskiem, jednak chłodny wiatr szumiał w gałęziach drzew. Żałowała, że nie związała włosów. Bardzo lubiła je poddawać działaniom powiewów, ale nie zawsze kierowały się w odpowiednią stronę.
Minutę później wystarczył moment, by straciła widoczność na rzecz większości włosów zawianych na twarz. Poczuła, jak w kogoś uderza.
- Przepraszam – rzuciła ze skruchą i odeszła kawałek, żeby doprowadzić się do porządku.
- Wszystko w porządku? – zapytanie w języku angielskim nakazało jej się odwrócić.

~~~~

Razem z Facundo i Andrzejem szli spacerem na trening. Mieszkali niedaleko siebie i raz postanowili zostawić samochody na parkingu. Rozmawiali o zbliżającym się sezonie i Polak wtajemniczał ich w Plusligę. Nim przekonają się na własnej skórze, woleli zrobić mały wywiad. Na razie wiedzieli tylko, że kibiców będzie mnóstwo.
- Przygotujcie się na piski fanek. Będą chciały was stratować – zażartował brunet.
- Jakoś się je poskromi. Może partnerką u boku? – zastanawiał się przyjmujący.
- Trochę to pomaga, owszem, ale niektóre są zdolne do wszystkiego.
- Ja poproszę jak najmniej psychicznych – odparł Uriarte.
- Damy radę.
Potem pogrążyli się w rozmowie o wprowadzanych ustawieniach i komunikacji na boisku. Naprawdę czuli coraz więcej energii, pomimo potężnej eksploatacji organizmu. Udane zagrania tłoczyły nowe porcje endorfiny i adrenaliny do organizmu, aż człowiek zapominał o zmęczeniu, dopóki nie rozbrzmiał gwizdek.
Najniższy brunet poczuł uderzenie w ramię, lekko zataczając się do tyłu. Długowłosa dziewczyna potrąciła go. Obejrzał się za siebie, lekko oszołomiony. Zobaczył szamoczącą się z zakupami i własnymi włosami szatynkę.
- Wszystko w porządku? – zapytał z grzeczności. Gdy fryzura osobniczki wróciła do pierwotnego stanu, Nicolas doznał olśnienia.
- Jasne. Jeszcze raz przepraszam za nieuwagę – wykrztusiła z siebie, chcąc jak najszybciej odejść.
- Marta, co ty tu robisz? -  Zrobił kilka kroków w stronę odchodzącej dziewczyny. Zatrzymała się i powoli odwróciła.
Siatkarz stał i uśmiechał się do niej, tak jakby rozpoznał na ulicy starą znajomą. Oni widzieli się pierwszy raz w życiu przed kilkoma dniami. Rozpoznał ją, wbrew jej nadziejom. Pewnie pamiętał ją jako brudnego dziwoląga.
- Mam praktykę studencką, chyba wspominałam –wyjaśniła Polka.
- Nico, jesteś w Polsce od niedawna, a ty już masz tu jakieś znajome? – zapytał Andrzej, patrząc w zdumieniu na scenkę przed sobą. – Proszę, jaki szybki.
- Przedstawisz nas? – Facundo objął przyjaciela ramieniem, uśmiechając się szeroko do studentki.
- Facundo Conte, argentyński przyjmujący, jeden z najlepszych na świecie, talent po ojcu Hugo. Cieszę się, że gracie u nas z Nico. Miło mi, Marta Niesnasek.
Rozgrywający tylko się uśmiechnął na wyraz twarzy kolegi. Ona doskonale orientowała się w siatkarskich tematach.
- A o mnie co powiesz? – podszedł do nich środkowy, pesząc szatynkę swoją postawą.
- Że ty i Karol w jednym zespole to mieszanka wybuchowa?
- Zgadzam się – przytaknął niższy Argentyńczyk. – Długo tu będziesz?
- Do końca tygodnia, na szczęście – westchnęła. – Bez urazy, ale to strasznie męczące. Chciałabym odpocząć.
- Pozwolę sobie zgadnąć, że byłaś jednym z ludków w żółtych kaskach – dedukował Wrona.
- Taka dziewczyna w kopalni? – przyjmujący obrzucił towarzyszkę taksującym spojrzeniem.
- Kolejni stereotypowi faceci. Świetnie dam sobie radę. Pa – pomachała im, chcąc odejść.
- Może zaprosisz koleżankę na mecz?
Uriarte spoglądał zdezorientowany to na kolegów to na dziewczynę przed sobą. Wrona uderzył się dłonią w czoło.
- Żebym ja musiał ci podryw wymyślać.
- Jaki mecz? Jaki podryw? – Marta czuła się coraz dziwniej.
- Nieważne. Wpadnijcie do Energii ze znajomymi. Będzie miał kto kibicować – zachęcał rozgrywający, który w końcu się ożywił.
- Nie jest to czasem jakiś zamknięty sparing?
- Po prostu nie ogłaszaliśmy w mediach. Miejscowi kibice na pewno przyjdą.
- Zobaczymy. Miło było poznać – pożegnała się ostatecznie. Chłopacy patrzyli na jej znikającą sylwetkę.

~~~~

Przewracając się na łóżku w trakcie drzemki, analizowała meczową propozycję. Zawsze marzyła o meczu na żywo w Bełchatowie. Czuła, że powinna podzielić się tą wieścią z innym entuzjastą siatkówki pośród jej znajomych. Zapukała ostrożnie do pokoju chłopaków,  a słysząc odzew, uchyliła drzwi.
- Cześć. Lesio, jest sprawa. Podobno można na meczyk wpaść jutro.
- Ale że na Skrę? Właź i gadaj! – wciągnął ją do środka i posadził na łóżku.
- Tak. Jakiś sparing przedsezonowy. Nie miałam o tym pojęcia, ale dostałam cynka. – Nie zamierzała zdradzać informatora.
- Coś mi tu kręcisz, ale wybaczam ci za to info – pogroził brunet palcem.
- Zbierzesz ludzi? Może jest jakiś plakat na mieście, to się dowiem szczegółów.
- Jasne, że pójdziemy ekipą, a teraz chodź. Polecimy pod halę. Tam na pewno coś musi być.
W taki oto sposób z największym grupowym wariatem przemierzyła pół Bełchatowa, ale nie na darmo. Faktycznie, skromny plakat wisiał przy głównym wejściu. Leszek przybił dziewczynie piątkę.
- No, no. Martix, będzie zabawa!
Następny dzień zajęć minął szatynce niezwykle szybko, gdyż myślami krążyła wokół siatkówki. Wydarzenia poprzednich dni zdawały się być snem. Uśmiechnęła się do siebie, rozbijając jeden z odłamków skalnych na pół.
- Matko, wyglądasz jak psychopatka. Boję się ciebie. Masz niebezpieczne narzędzie w ręku – Ania cofnęła się o kilka kroków.
- Ja bym jej nie denerwował. Może wyobraża sobie, że to twoja głowa – dorzucił swoje trzy grosze Kuba. Roześmiali się razem z Martą, widząc przerażoną minę koleżanki.
- Szkoda mojego młotka brudzić krwią.

Jej koleżanki z pokoju nie podzielały zafascynowania siatkówką, ale chociaż Emilię udało się namówić na wyjście, kusząc wizją grupy wysportowanych facetów.
- Podziękujcie Marcie za to wyjście – rzucił chłopak na zbiórce przed hotelem. Rozległy się okrzyki i gwizdy.
- Lesz, zginiesz marnie – syknęła, ruszając do przodu.
Na hali trafili na rozgrzewkę drużyn i licznie gromadzących się kibiców. Całą ponad dwudziestoosobową grupą usiedli w wolnym sektorze przy boisku.
- Dobra, przyznaję, że Skra to nie moja ulubiona drużyna, ale rozruszajmy tę budę – wykrzyknął prowodyr grupy. – Tak się bawi, tak się bawi Bełchatów!
Potrząsnęła głową, widząc skaczącego kolegę, wciągającego do zabawy coraz więcej ludzi. Leszek na fali był lepszy niż klub kibica w pełnym rynsztunku. Zazdrościła mu tej swobody podczas bycia w centrum uwagi. Ściągnął na nich nawet spojrzenia zawodników. Tego się obawiała, bo rozgrywający zaczął przyglądać się im uważniej. Nie miała gdzie się schować, więc po prostu skurczyła się na krzesełku. Ich spojrzenia jednak się spotkały, a w dodatku siatkarz uśmiechnął się czarująco i pomachał ręką.
- Martix! Co to było? – kolega zawisł na jej ramieniu.
- Co?
- Nie udawaj głupiej. Właśnie macha ci pół Skry.
Obejrzała się, dostrzegając Facundo z Wroną, którzy czekali w kolejce do ataku i przy okazji szczerzyli się do trybun. Westchnęła ciężko.
- Skąd miałam wiedzieć, że mnie poznają?
- To są te twoje znajomości, które cię zaprosiły na mecz, tak? – obrócił jej twarz na wprost swojej. – Gadaj, małpo.
- Wpadłam na nich przypadkiem, nic wielkiego – mruknęła.
- Aha! A potem nie przychodź do mnie i nie proś na chrzestnego – brunet rzucił pouczającym tonem, za co dostał cios między żebra.
- Nie zapędzaj się, Leszczu.

~~~~

Odkąd zobaczył sporą grupę młodych ludzi, bawiącą się świetnie na trybunach, liczył na ponowne spotkanie Polki. Nie odpuściła sobie okazji na mecz. Dojrzał ją w końcu i nagle przestał się denerwować. Czy poczułby się zawiedziony, gdyby nie przyszła? Sam nie potrafił sobie odpowiedzieć. Po prostu cieszył się z jej obecności na widowni.
Skoncentrował się na rozegraniu, bo co chwilę dostawał w swoje ręce piłkę, a jego koledzy fruwali przy siatce. Każde dobre słowo od atakujących podnosiło go na duchu. Ambicja Argentyńczyka kazała mu tak długo próbować, aż nie znalazł z każdym przepisu na odpowiednie rozegranie. Nie dało się ukryć, że czasem przesadzał z szybkością. Wtedy zawodnicy ledwo co dotykali piłki, a potem spoglądali na niego zdumieni. Jeszcze ich kiedyś przyspieszy. Uśmiechnął się pod nosem po efektownym pipie z Conte, za który trener poklepał go po plecach.
- Przyszła twoja znajoma – rzucił przyjmujący, gdy szli w stronę krzesełek i ręczników.
- Widziałem.
- I co?
- Nie rozumiem – spojrzał pytająco na kumpla.
- Zamierzasz coś z tym zrobić? – Facundo upił kilka łyków wody.
- Niby co? – rozgrywający dalej nie pojmował sytuacji.
- Myślałem, że ci się spodobała.
- No taaak, ale…
- Zaproś ją do klubu na imprezę, na spacer, do kina, cokolwiek – wtrącił Andrzej, siadając obok. – Tylko nie bądź jak kołek.
- Uwzięliście się na mnie, czy co?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Siema :) Długo mnie nie było, dałam wam odpocząć ode mnie :P
Ech ten biedny Nicolasek :D

Trzymajcie się!