Chciało jej się płakać, gdy
oglądała tył odjeżdżającego autobusu. Następny mogła złapać za godzinę albo i
dwie. W myślach wypowiedziała kilka niecenzuralnych słów. Od miejsca
zakwaterowania dzieliło ją jakieś 5 kilometrów, więc dziewczynę czekał bardzo
długi spacer.
Nawet nie pomyślała o łapaniu
autostopu, bo prezentowała się zaiste cudownie. Buty terenowe, długie spodnie,
plecak, a w ręce młotek i żółty kask. Dzierżyła cała ekwipunek terenowego
geologa, gdyż odbyła wcześniej zajęcia. Pobłąkali się z prowadzącym po
wyrobisku kopalni, a potem po okolicy, gdzie dopiero mogli użyć swoich młotków.
Niestety docierali i wracali na
własną rękę. Marta nie chciała się pchać na pierwszy autobus, gdyż domyśliła
się, że będzie wypełniony studentami po brzegi. Chciała wrócić do swojego
tymczasowego lokum kolejnym transportem, dzięki czemu została sama na prawie
pustkowiu. Skały i cisza wokół były najbardziej kojącą ją scenerią, znalazła
trochę spokoju w sobie. Chyba jednak nauka wsiąknęła ją na zbyt długo, gdyż spóźniła
się na swój autobus.
Teraz powoli dreptała poboczem,
kopiąc napotkane kamyki i dźwigając plecak z kilkoma próbkami skał do jej
kolekcji. Szatynka czuła się wypruta z większości sił, myśląc tylko i wyłącznie
o prysznicu oraz położeniu się do łóżka. Może napisze do przyjaciółki z prośbą
o współczucie. Ponarzekają sobie razem na praktyki.
Co jakiś czas mijały ją
samochody, a każdy powiew powietrza jeszcze bardziej targał jej włosy.
Oczywiście do wszystkiego dochodził kurz i skwar z nieba. Gdy zobaczyła, jak
czarne auto zatrzymuje się kawałek przed nią, pomyślała, że to fatamorgana.
Twarz kierowcy nie wyprowadziła jej z tego uczucia.
~~~~
Rozgrywający bębnił palcami o
kierownicę. Niedawno udało mu się kupić samochód, a sprzedawca polecił mu
przetestować go częstymi wycieczkami. Pewnie dlatego, iż całości transakcji
pilnował klub. Nikt nie zamierzał tracić tak potężnego klienta.
Z obawy o swoją orientację w
terenie zwiedzał okolice Bełchatowa, a ewentualnie zahaczał o trasę do Łodzi.
Niedawno z chłopakami widzieli jakąś studencką wycieczkę niedaleko kopalni
węgla brunatnego. Przypuszczali tak po morzu żółtych kasków, widocznych z
daleka, a także młodym wieku ludzi.
Przypomniał to sobie, odkrywając,
iż znajduje się właśnie niedaleko tejże kopalni. Może i on powinien rozpocząć
jakieś studia, jeśli już rozmyślał o nauce. Chciał poczekać do rozpoczęcia
sezonu, a potem zobaczyć jak gospodaruje
swoim czasem. Facundo na pewno będzie wolał się zająć wszelaką rozrywką,
próbując w to wciągnąć przyjaciela.
Dostrzegł coś na poboczu. Widział
zgarbioną sylwetkę z młotkiem w ręce, w oczy rzucał się też żółty kask. Ze
zdumieniem odkrył, że osobnik ma wyjątkowo bujną czuprynę na głowie i
przypomina dziewczynę. Czemu myślał ta stereotypowo, że węglem i kopalniami
interesują się wyłącznie faceci? Mijał niedawno przystanek, czyżby ktoś nie
zdążył na autobus?
Z nieznanych sobie przyczyn
zatrzymał samochód i uchylił szybę. Czekał aż nieznajoma zrówna się z jego
pojazdem.
- Może mogę pomóc? – zapytał i
napotkał zszokowaną parę błękitnych oczu. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że
został rozpoznany. Pewnie sądziła, że nikt nie okaże nią zainteresowania.
- Nie, dziękuję – uśmiechnęła się
nerwowo, zamierzając ruszyć w dalszą drogę.
- Chcesz się dostać do centrum? –
przyglądał się szatynce uważnie, bo coraz bardziej go intrygowała.
- Tak, ale poradzę sobie –
próbowała go zbyć, lecz domyślał się, że raczej obawiała się poprosić o pomoc.
- Wsiadaj, zapraszam – otworzył
drzwi pasażera i patrzył wyczekująco na dziewczynę.
- Nie pasuję do nowego, czystego
auta – zmieszała się, patrząc na swoje sfatygowane buty i nie najczystsze
spodnie.
- Nie przejmuj się, wszystko da
się wyczyścić.
- Ale ja nie chciałam nikomu
robić kłopotu – mruknęła cicho, próbując zająć jak najmniej miejsca na
siedzeniu pasażera. Nie patrzyła na siatkarza, zestresowana sytuacją.
- Zanim mi zaczniesz mówić per
„pan”, Nicolas – wyciągnął rękę.
- Marta – odpowiedziała,
równocześnie ściskając jego dłoń. Uśmiechnął się do niej serdecznie.
~~~~
Widząc swoją twarz w bocznym
lusterku, jęknęła w duchu. Tak, taki wygląd idealnie nadawał się do poznawania
nowych ludzi, zwłaszcza faceta, zwłaszcza jednego z ulubionych siatkarzy.
Bardzo się denerwowała, ale w końcu doszła do wniosku, że z taką prezencją
tylko osobowość może ją uratować.
- Nigdy nie spotkałem dziewczyny,
która by tak wyszła do ludzi – skomentował jej próby poprawienia fryzury.
- Dzięki wielkie – wyrwało się
dziewczynie lekko ironicznie. Skarciła się w duchu.
- Och, nie chciałem cię obrażać.
To raczej podziw – tłumaczył rozgrywający. Spojrzała na niego w zdumieniu, nie
wiedząc, co powiedzieć. – Dowiem się skąd się tam wzięłaś? – dopytywał.
- Z kopalni – zaśmiała się razem
z kierowcą. – Na serio to mam tu praktykę studencką. Już przywykłam, jak
wyglądam po dniu spędzonym w terenie. Kurz na cały ciele, ciuchy do prania,
włosy do umycia. W taką pogodę strasznie gorąco w buciorach i kasku –
wyjaśniła szczerze, bo przecież miała
obok siebie obraz nędzy i rozpaczy. – A na koniec spóźniłam się na autobus.
- I nie chciałaś skorzystać z
mojej pomocy – wytknął, powodując u niej speszenie.
- Jedziesz na trening? – zmieniła
temat, ale natychmiast ugryzła się w język. Co ją podkusiło? Argentyńczyk
zerknął na nią na chwilę i nieco zwolnił. – Przepraszam, nie moja sprawa.
- Wiesz kim jestem?
- Nicolasem Uriarte albo jego
sobowtórem – odparła powoli.
- Coś jeszcze o mnie wiesz?
- Jesteś rozgrywającym, grasz w
reprezentacji Argentyny, twój ojciec Jon jest trenerem Australii. Od tego
sezonu grasz w Skrze Bełchatów, oczywiście wraz z Facundo Conte – wymieniła bez
zbędnego namysłu. Akurat zatrzymali się na światłach, dlatego Nico mógł na nią
spojrzeć na kilka sekund.
- Jesteś niesamowita. Pierwszy
nieznajomy w Polsce i zostałem rozpoznany – stwierdził w radosnym zachwycie.
- Uwierz mi, wiele ludzi wie tyle
o tobie, a że akurat mnie spotkałeś, to przypadek – wzruszyła ramionami, a on
dalej na nią patrzył i dopiero klaksony aut przypomniały im o zielonym świetle.
- Możesz mnie wysadzić przy tym
skrzyżowaniu? – wskazała przez szybę.
- Co? Już? – odparł zaskoczony.
- Tak, tutaj. Mam blisko do
noclegu, a i sklep muszę odwiedzić.
- Mogę pomóc… - zaczął, ale Marta
mu przerwała.
- Kibiców siatkówki spotkasz u
nas na każdym kroku. Każdy będzie czegoś od ciebie chciał, ale nie wszystkie
życzenia musisz spełniać. Nie daj sobie zabrać całej ręki i wejść na głowę.
Powodzenia i dziękuję bardzo za podwiezienie. Mogę uiścić jakąś zapłatę? –
zaproponowała.
- Nie ma mowy. Wystarczy, że
powiesz „do zobaczenia” – uśmiechnął się w jej stronę.
- Szczerze wątpię, ale do
zobaczenia – powiedziała, wysiadając z pojazdu.
- Do zobaczenia, Marta.
W drodze powrotnej do sklepu
towarzyszyło jej wspomnienie ciepłego spojrzenia ciemnych oczu Uriarte i jego
zaraźliwego uśmiechu. Dalej sądziła, że to jakiś niewiarygodny przypadek,
wymyśł jej wyobraźni. Teraz na pewno musiała się skontaktować z Olą.
~~~~
Siedział na szpitalnym korytarzu
w kolejce do lekarza, a obok niego czuwał fizjoterapeuta z zespołu oraz
Andrzej. Naprawdę miło było nie siedzieć tu samemu. Pomogli mu dokuśtykać do
samochodu, a potem do placówki. Szatyn liczył na szybką rekonwalescencję, bo
lubił samodzielność.
Do gabinetu wszedł sam. W końcu
tu chodziło o jego część ciała, więc powinien być najlepiej poinformowany.
Mężczyzna po drugiej stronie biurka wyglądał poważnie. Wojtek liczył na fachową
opiekę.
- Panie… - grzebał w
papierach. – Panie Włodarczyk – znalazł
w końcu nazwisko.
- To ja – potwierdził chłopak.
- Sztab zespołu przesłał mi już
jakieś informacje o pańskiej nodze, ale chciałbym ją sam zbadać.
- Naturalnie. Mam się położyć? –
siatkarz podniósł się ostrożnie z miejsca.
- Proszę poczekać. Pani Olu? –
zawołał lekarz, a chwilę później zjawiła się w Sali drobna, młoda dziewczyna. –
Pomoże pani naszemu pacjentowi?
Bez słowa sprzeciwu podeszła do
sportowca i pozwoliła mu się na sobie oprzeć. Ten nie zwracał na nią większej
uwagi, dopóki czegoś nie usłyszał.
- To wszystko? – spytała
szatynka.
- Może chciałaby pai spróbować
postawić diagnozę? – zapytał mężczyzna z zachęcającym uśmiechem. Już miała
dotknąć nogi chłopaka, kiedy ten odsunął się gwałtownie.
- Przepraszam bardzo, czy ja nie
miałem mieć wizyty u najlepszego lekarza? – warknął, złowrogo spoglądając na
dziewczynę.
- I ma pan, a to jest Ola, nasza
najlepsza praktykantka.
- Praktykantka! Przecież to
poważna sprawa. Jestem sportowcem – bulwersował się przyjmujący.
- Doskonale wiemy, kim pan jest.
Przyzna pan, że młodzi muszą gdzieś nabrać wprawy – uspokajał specjalista,
widząc wzburzenie pacjenta.
- Jeden zły ruch i mogę już nigdy
nie zagrać, doktorze!
- Panie Wojciechu, to tylko
zwykłe rozeznanie. Nie odpadnie panu od tego noga, a ja wszystko nadzoruję.
~~~~
Cała wrzała ze złości. Jeszcze
nikt jej tak nie naubliżał. Bardzo się powstrzymywała, żeby nie rzucić kilku
uwag na temat jego zachowania. Gdy dowiedziała się, że jeden z lepszych
specjalistów upatrzył ją sobie na pomocnicę, wprost nie posiadała się ze
szczęścia. Trochę zszokował ją widok popularnego siatkarza z lodem na kostce,
ale nic nie dała po sobie poznać. Potem doktor Wilczak kazał jej się wykazać i
trochę się przestraszyła. Wszystko przebił jednak pan siatkarzy swoim
przerośniętym ego.
- Gwiazda spalonego teatru –
mruknęła pod nosem, nie siląc się na zbytnią delikatność przy badaniu, które
doszło jednak do skutku.
Bardzo się rozczarowała
zachowaniem chłopaka. Siatkarzy uważała za normalnych ludzi, a gwiazdorzenie
przypisywało się raczej kapryśnym piłkarzom nożnym. Nie dość, że przychodził i
wybrzydzał na opiekę medyczną, to teraz ma ją zniechęcić do siatkówki? Na
szczęście nie on jeden na świecie uprawiał ten sport.
Jednak na nieszczęście
Aleksandry, Włodarczyk wylądował na kilkudniowej obserwacji na oddziale. Niby
prawidłowo rozpoznała skręcenie stawu skokowego, ale lekarzowi coś jeszcze nie
podobało się w torebce stawowej. W taki oto sposób dostała wózek do
przewiezienia pacjenta do jego tymczasowej sali. Tak bardzo żałowała, że nie ma
przy niej Maćka.
- To na praktyce nie wystarcza
już, że sprzątacie, robicie kawę i doglądacie pacjentów? – odezwał się
przyjmujący z wózka.
Nie zaszczyciła go nawet słowem,
odkąd zobaczyła go w gabinecie. Może i najpierw z obawy, ale teraz to już z
czystej niechęci.
- Umiesz mówić? – spojrzał na nią
przez ramię. W odpowiedzi otrzymał jedynie pogardliwe spojrzenie.
Łóżko czekało przygotowane, więc
musiała tylko go w nim umieścić. Niechętnie użyczyła swojego ramienia,
ignorując drwiący uśmieszek chłopaka.
- Żyłka ci zaraz pęknie –
żartował sobie z niej.
- Jeśli myślisz, że wszyscy będą
w koło ciebie tańczyć, bo jesteś siatkarzem w znanym klubie, to się grubo
mylisz – warknęła. – Nie jesteś żadną gwiazdą, ani filarem zespołu albo kadry. Żaden
z ciebie Winiarski. Daj sobie na wstrzymanie z użalaniem się nad sobą, bo Skra
może świetnie zacząć sezon i bez ciebie. Tęsknić za tobą będzie chyba tylko
kwadrat rezerwowych – zakończyła szczerą wypowiedź.
- Co? – wykrztusił Wojtek.
- Jajco. Ja obstawiam przyjęcie
Stefan-Conte. Chyba nie liczyłeś na pierwszą szóstkę? Ojej, tak mi przykro.
Zadowolona z siebie Aleksandra
opuściła salę szpitalną. Na korytarzu natknęła się na Wronę, krążącego pod
drzwiami.
- Można? – spytał, wskazując
wejście.
- Proszę bardzo – rzuciła od
niechcenia. – Za godzinę ma prześwietlenie tej odpadającej nogi.
~~~~
Środkowy w ogóle nie rozumiał
swojego kolegi. Nie potrafił sobie wyobrazić mijanej praktykantki jako
wcielonego zła, czyhającego na nogę kolegi. Miała nad sobą lekarzy, zapewne
wiązała ją jakaś umowa i zobowiązania. Przecież pewnie planowała skończyć
studia i pracować w zawodzie, a takie afery nie wpłynęłyby na to zbyt dobrze.
- Wojtek, nie przesadzaj. To
tylko dziewczyna, a ty masz tylko skręconą kostkę. Posiedzisz tu chwilę i cię
wypuszczą – uspokajał klubowego kolegę. O mało nie wybuchł śmiechem, gdy poznał
przebieg rozmowy z dziewczyną.
- Ciebie to bawi? – spytał
oburzony Włodi.
- Wybacz, ale no nieźle cię
podsumowała – krztusił się Andrzej.
- Z kim ja żyję? – kontuzjowany
załamał ręce.
- Niech się nim pani nie
przejmuje. Proszę sobie używać do woli – rzucił wesoło brunet, gdy natknął się
na Olę na korytarzu. Przez chwilę patrzyła na niego pytająco.
- Aaa… Mówi pan o naszej
oddziałowej gwieździe – zaśmiała się. – Oby jak najszybciej go wypisali. Do
widzenia.
Wrócił do domu i szybko
przeanalizował plan zajęć ukochanej na ten dzień. On miał trening za kilka
godzin, a ona właśnie odbywała ostatnie zajęcia swojego kursu kosmetycznego.
Bez wahania chwycił a kluczyki od samochodu. W końcu miał się starać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto jestem.
No to się poznali xD Podoba mi się ten odcinek, mogę to przyznać ;)
Teraz czekam na wasze wrażenia :)