- Marta!
Stanęła w miejscu, chcąc zapaść
się pod ziemię. Z tyłu słyszała obcokrajowca, wołającego ją po imieniu. Przed
sobą miała kilkanaście osób wpatrzonych w nią z wielkimi oczami, w tym jej
znajomych.
- Idź, poczekamy! – krzyknął
Leszek, nie pozostawiając jej wyboru.
Odwróciła się powoli, po czym
zobaczyła Nicolasa skaczącego przez bandy reklamowe. Zrobiła kilka kroków w
jego stronę, nie czując się zbyt komfortowo pod ostrzałem spojrzeń kibiców i
pozostałych siatkarzy.
- Nieładnie tak uciekać bez
pożegnania – uśmiechnął się.
- Przepraszam, nie uznałam, że to
konieczne… Znaczy, żadna ze mnie wielka osobistość – tłumaczyła się długowłosa.
- Przestań. Dobrze cię widzieć –
pocałował ją w policzek, a ona natychmiast się zarumieniła.
- Ciebie też. Zwłaszcza na
boisku. Fantastyczny początek, jak dla mnie. Facundo nie dokucza bark? –
skierowała rozmowę na sportowe tematy. Usiedli na najbliższych krzesełkach w
pierwszym rzędzie sektora.
- Zamierzamy go oszczędzać. Na
razie skupia się na przyjęciu. Będzie wniebowzięty, że o niego pytałaś –
zaśmiał się brunet.
- Taki spragniony bycia w centrum
uwagi?
- Kobiecej zwłaszcza – dorzucił
kompletnie rozbawiony.
- Pozwalam ci go pozdrowić. A ty
jak się czujesz w drużynie? – spytała, przyglądając mu się uważniej.
- Tak jak było widać w meczu –
odwzajemnił spojrzenie. Żadne z nich nie czuło potrzeby uciekania wzrokiem, a
wręcz przeciwnie.
- Czekam na tytuł MVP w takim
razie – powiedziała. – Przepraszam cię, ale oni czekają na mnie na zewnątrz.
Na te słowa Uriarte ocknął się z
zapatrzenia i zaczął nerwowo wykręcać palce.
- Wyjeżdżasz w niedzielę? –
wystrzelił nagle.
- Tak. Jakoś pod wieczór.
- Nico! – ktoś krzyczał z boiska.
Siatkarz zignorował kumpli udających tancerzy.
- Wszystko z nimi w porządku? –
Marta wyraźnie się z nich śmiała.
- A w ogóle kiedyś było? –
mruknął z politowaniem.
- Nie sądzę. To ja uciekam.
Powodzenia! – wyciągnęła w jego stronę rękę.
Uważał u niej za całkiem urocze
to utrzymywanie dystansu w kontaktach z nim. Jakby w ogóle nie dopuszczała do
siebie myśli, że mogą zawrzeć jakąkolwiek znajomość.
- Może wpadłabyś na pożegnalną
imprezę do klubu? Chyba mają tu jakiś znośny lokal? - Zignorował jej dłoń,
żegnając się w swoim latynoskim stylu. Dziewczyna ponownie poczuła wypieki na
twarzy.
- Nie obiecuję, pa!
- Pamiętaj, do zobaczenia! –
krzyknął, przypominając sobie ich pierwsze pożegnanie.
~~~~
Co może uprzykrzyć skutecznie
wakacyjne praktyki w szpitalu? Upierdliwy pacjent oczywiście. Aleksandra z
niewzruszoną miną starała się zmienić opatrunek siatkarzowi specjalnej troski
po wcześniejszych ćwiczeniach. Szatyn oczywiście pojękiwał co najmniej 10 razy
na minutę.
- Dzień dobry! – do sali wszedł
Maciek i połaskotał koleżankę.
- Aaa! – dziewczyna podskoczyła w
miejscu, kompletnie zapominając o wykonywanej czynności.
- Ałaaa! – krzyknął Włodarczyk. –
Nienormalna jesteś?
- Sorry, moja wina – sprostował
chłopak, za co został tylko zmierzony zabójczym wzrokiem.
- Nie martw się. Postaram się,
żeby cię przenieśli – syknął do szatynki, którą aż zmroziło.
- W porządku? – spytała obojętnym
tonem, wskazując na bandaż.
- Ujdzie. Szału nie ma.
Prawie trzęsąc się ze złości,
schowała przyrządy do szafki. Poczuła czyjąś rękę na ramieniu.
- Dobrze się czujesz? – troskliwy
ton blondyna lekko ją uspokoił.
- Jasne, dzięki za troskę –
odparła niemrawo.
- Za kogo on się uważa?
- Za spadającą gwiazdę – rzuciła
wystarczająco głośno, by dotarło to do Wojtka. Ten prychnął ostentacyjnie.
- Na pewno ci nie pomóc? –
zaproponował student.
- Poradzę sobie – ucałowała jego
policzek i sięgnęła po wózek, by odwieźć sportowca do jego sali.
- Takie to urocze, aż mnie mdli –
ironizował przyjmujący na korytarzu, cmokając w powietrzu. Dziewczyna ostatkiem
sił powstrzymała się od uderzenia go w głowę lub zepchnięcia ze schodów.
- Gdyby ktoś pytał, to ja też z
wielką chęcią pozbyłabym się ciebie z listy moich obowiązków – warknęła,
pochylając się nad nim. Potem jak najszybciej usadowiła go na łóżku i opuściła
salę.
Oparła się dłońmi o parapet,
oddychając ciężko. Codzienne użeranie się z siatkarzem nie wpływało na nią zbyt
dobrze. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoją pracę, ale nie zamierzała się
poddać. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Jeden gburowaty facet nie przekreśli
jej marzeń. Jeszcze kiedyś będzie ją błagał o wizytę, a ona potraktuje go tak,
jak on ją teraz.
- Co powiesz na wspólny obiad? –
Blondyn wyrósł obok niej z uśmiechem na ustach. – Mamy 2 godziny przerwy,
ubieraj się.
- Czyli nie mam wyboru? –
zaśmiała się. Kątem oka dostrzegła przyglądającego im się bruneta. Pewnie zaraz
poleci na nią poskarżyć, że romansuje na dyżurze.
~~~~
- Kochanie, wiesz, czego się
dowiedziałem? - krzyknął środkowy od progu.
- Pewnie poczułeś obiad na
klatce. Cześć - Inga podeszła do niego w fartuchu i ucałowała w policzek.
- To też, ale szukają
nauczycielki w szkole - odparł zadowolony z siebie.
- Skąd takie wiadomości?
- Wyobraź sobie, że moi koledzy
mają żony, a ich dzieci chodzą do szkoły - tłumaczył, kierując się do kuchni.
- Ale przecież już dawno jest
wrzesień. Co się stało? - dociekała zdumiona dziewczyna.
- Jeny, nie jestem taki wścibski,
żeby wszystko wiedzieć. Chyba jakaś historyczka zaciążyła. Idź tam i się
dowiedz - przewrócił oczami chłopak.
- Już się tak nie denerwuj. Może
spróbuję wybadać sytuację, o ile nie mają już kogoś z polecenia.
Andrzej rozsiadł się na krześle i
posadził sobie brunetkę na kolanach. Ta początkowo zaskoczona, lekko przytuliła
się do niego.
- Dziewczyny bez wahania cię
polecą. Dyrektor na pewno liczy się z ich zdaniem, mają jakieś wpływy - gładził
ją po ramieniu.
- Nienawidzę tego. Już nigdzie
nie liczą się umiejętności - jęknęła.
- Skarbie, ja wiem, że jesteś
świetnym pedagogiem i ty też to wiesz - siatkarz ucałował jej czoło. - Chcesz
pracować w zawodzie, prawda?
- Tak, chcę bardzo.
- No to nie masz wyjścia, musisz
spróbować. Chyba, że najpierw w planach miałaś dziecko, żeby potem nie
przerywać kariery - zażartował brunet, a ona aż zerwała się na nogi.
- Że co? Oszalałeś?!
- To normalne kobiece marzenia,
Inguś. Nie musisz się ich wstydzić - próbował złapać ją za rękę.
- Ty chyba niezbyt dobrze się
dziś czujesz - prychnęła widząc jego szaleńczy uśmiech.
- Ale pomyśl tylko. Taki mały
uroczy Wronka. Czyż to nie będzie najsłodsze dziecko świata? - rozczulił się i
rozmarzył sportowiec, przybierając nieobecny maślany wzrok i podpierając głowę
na rękach.
- Boję się ciebie - mruknęła
dziewczyna i wróciła do gotowania.
- Nie chciałabyś? Bylibyśmy
dobrymi rodzicami. - Podszedł do ukochanej od tyłu, gładząc ją po brzuchu.
Natychmiast strąciła jego dłonie.
- Na litość Boską, Andrzej! -
Odwróciła się przodem do środkowego. - Zdecyduj się, czy mam iść do pracy, czy
chcesz powiększyć rodzinę!
- Ja tak tylko… - zaczął
nieporadnie tłumaczyć.
- I to niby kobiety są
niezdecydowane - prychnęła.
- Kochanie…
- Żadne kochanie! Śpisz na
kanapie, dopóki nie zmądrzejesz - dźgnęła go łyżeczką w klatkę piersiową. Z
niepocieszoną miną zasiadł z powrotem przy stole.
~~~~
Udało mu się zapaść w lekką
drzemkę. Powoli coraz bardziej dłużyły mu się dni spędzane w szpitalnym łóżku.
Niby to miło. że tak na niego chuchają przed sezonem, ale zdecydowanie wolałby
leżeć w swoim mieszkaniu.
Do tego wszystkiego musiał oglądać
gruchającą parkę praktykantów. Dziewczyna była naprawdę niczego sobie, chętnie
zawieszał na niej oko, ale ten laluś… Wojtek uważał. że bez dwóch zdań
zasługiwał na większą uwagę od niego.
Faktycznie na początku obawiał
się o swoje zdrowie i że studentka to nie najodpowiedniejsza osoba do
zajmowania się nim. Po kilku dniach dostrzegł jej starania i docenił delikatne
dłonie. Zawsze wypełniała zalecenia jego lekarza i zdecydowanie zależało jej na
dobrej opinii. Przestawała być ostrożna, gdy chłopak jej dogryzał. wtedy i ona
odpłacała się pięknym za nadobne.
Włodarczyk często główkował, czy
nie być dla niej trochę milszym, ale zawsze wtedy zjawiał się ten Maciej ze
swoimi końskimi zalotami. Że też szatynka się na to nabierała. Wiadomo o co
mogło chodzić takiemu kolesiowi. Seks, nic więcej. Po chwili przypomniał sobie,
jak sam wgapiał się w jej tyłek. A jemu o co chodziło?
- Panie Włodarczyk, jakoś przeżył
pan pod opieką naszej Oli. Trzeba było tak się awanturować? - śmiał się lekarz
podczas obchodu.
- Bałem się o nogę, proszę
zrozumieć.
- Jeszcze nie raz będzie pan w
szpitalu. Nikt świadomie nie chce pańskiej krzywdy. Przecież to ja bym
odpowiadał za każdy jej błąd. Trochę więcej wiary w młodych i starych ludzi.
- Przepraszam, doktorze. To ile
mnie tu jeszcze będziecie trzymać? - zapytał szatyn.
- I tu mam dla pana
niespodziankę. Pojutrze wypis. Do tego czasu spróbuje pan spacerów o własnych
siłach.
- Ale tak bez niczego? Sam? -
przestraszył się chłopak.
- Oczywiście, że nie. Albo kule
albo pani Aleksandra. O, o wilku mowa! - Mężczyzna obrócił się w kierunku
otwieranych drzwi. Studentka potoczyła po zebranych zdziwionym wzrokiem. Nie
uspokoił jej uśmiechnięty od ucha do ucha Wojciech.
- Myślę, że zdecydowanie
potrzebuję żywego człowieka - odparł.
- Popieram. Także teraz musi pan
bardziej zważać na słowa, skoro chce pan jej pomocy - podsumował Wilczak na
odchodne.
- O co chodzi? - spytała
dziewczyna.
- Lekarz uznał, że powinienem
spróbować chodzenia w większym wymiarze.
- Pewnie, leżysz tu jak kłoda
drewna. Tylko się nie zabij - rzuciła zgryźliwie.
- To mi nie grozi. W końcu masz
mnie asekurować - odparł zadowolony sportowiec, czekając na reakcję
towarzyszki.
- Słucham?
- Chyba nie poskąpisz mi swojego
ramienia? - spytał przesłodzonym tonem.
- Chyba nie sądzisz, że dotknę
czegoś innego niż twojej stopy. Zapomnij!
- Takie są zalecenia Wilczaka -
rozłożył ręce.
~~~~
Ola wypadła na korytarz jak
burza. Czym prędzej pobiegła do swojego tymczasowego przełożonego. Zanim
wtargnęła do gabinetu, wzięła kilka głębokich wdechów. Zbyt szybko ucieszyła
się z wypisu Wojciecha.
- O co chodzi? - spytał
mężczyzna, widząc podopieczną w drzwiach.
- Co pan naopowiadał temu
siatkarzowi? Myślałam, że już z nim w porządku - oznajmiła niepewnie.
- Nie możemy go wypuścić
kompletnie bezwładnego. Chyba jednak przypadła mu pani do gustu, skoro wolał
panią od kul - doktor chyba doskonale się bawił sytuacją między upartymi
młodymi.
- Co proszę? To jakiś zły sen -
opadła na krzesło i oparła głowę o blat stołu. Po sali rozległ się śmiech.
- Wytrzyma pani te dwa dni.
Wierzę w panią. - Poklepał ją delikatnie po plecach i wyszedł.
Po raz pierwszy bała się wejść do
sali przed nią. Chłopak zaczął ostatnio podejrzanie się uśmiechać, przestał jej
ubliżać, a teraz chciał z niej zrobić swoją podpórkę. Ona, metr sześćdziesiąt,
i jego dwumetrowe cielsko?
- Zanim się na mnie uwiesisz,
pomyśl, że ważysz dwa razy więcej ode mnie - ostrzegła, zbliżając się do jego
łóżka.
- To z pewnością. Całkiem zgrabna
jesteś. Nawet w tym fartuchu - rzucił, wpatrując się w nią intensywnie.
Zmieszała się lekko, a on poczuł satysfakcję.
- Ruszaj tyłek. Przypomnimy ci,
jak się chodzi na dwóch nogach.
- Obiecujesz, że mnie nie
puścisz, ani nie popchniesz? - spytał poważnie.
- Wyrzuciliby mnie za takie
okropne traktowanie naszej gwiazdy - udała podniosły ton. - No złap się, raz
się żyje.
Ostrożnie postawił obie nogi na
ziemi i skierował ciężar ciała na sprawniejszą z nich. Lewe ramię oplótł wokół
ręki dziewczyny. Mimo różnicy wzrostu, stanowiła solidną podporę/ Dokuśtykał do
drzwi, niepewnie spoglądając na towarzyszkę.
- Nieźle. Teraz korytarz -
uśmiechnęła się pod nosem.
Nie czuła się zbyt komfortowo w
bezpośrednim kontakcie z chłopakiem. Nawet nie wiedziała już, czego się po nim
spodziewać. Przypomniała sobie rozmowy z przyjaciółką z poprzednich miesięcy.
Tak, wtedy uważała go za przystojnego. Teraz stracił w jej oczach swoim
okropnym zachowaniem. Bez tego spotkania, żyłaby w nieświadomości.
- O czym tak myślisz? - zagadnął.
- Kiedyś sądziłam, że spoko z
ciebie koleś - odparła szczerze.
- Kiedyś?
- Przed twoją dziecięcą rozpaczą
na oddziale. Za wcześnie cię odstawili od piersi matki, nie sądzisz? -
spojrzała pod górę. Niestety, dalej był przystojny. To strata daru natury z
takim charakterem.
- Nie powinnaś mnie oceniać po
jednym zdarzeniu, w dodatku stresującym dla mnie - oburzył się niespodziewanie.
- A może to właśnie wtedy wyszło
z ciebie prawdziwe ja? - odparowała. - Milusi to ty nie jesteś.
- Zyskuję przy lepszym poznaniu.
Nie skomentowała jego wypowiedzi.
Nagle chciał się wybielić w jej oczach? Zupełnie niepotrzebnie. Niebawem ich
drogi rozejdą się na dobre, a ona odetchnie z ulgą.
- Spróbuj stanąć na lewej nodze.
Nie bój się, trzymam cię - poleciła tonem bez emocji.
Gdy tylko przełożył ciężar ciała
na obolałą stopę, natychmiast się zachwiał. Odruchowo uczepił się obiema rękami
ramion Aleksandry. Faktycznie, nie pozwoliła mu runąć na ziemię. Mocno załapała
go w pasie.
- Wojtek, nic ci nie jest? -
spytała wyraźnie przestraszona.
- Martwisz się - stwierdził
przyjmujący, badając jej przejęty wyraz twarzy.
Sam powoli się uśmiechnął i
pozwolił przywrócić się do pionu. To pierwszy raz, kiedy okazała mu inną emocję
niż wrogość, a on widział z bliska jej szaro-niebieskie oczy. Pomyślał, że są
śliczne.
- Nie myśl sobie, Bóg wie czego -
zreflektowała się.
- Co wy wyprawiacie? - podbiegł
do nich Maciej.
- Tańczymy kankana - warknął
Włodi, tracąc dobry nastrój i uśmiech na twarzy. - Dzięki, Ola. Na dzisiaj
starczy, poradzę sobie.
Samodzielnie dotarł do łóżka,
przy okazji uderzając w pościel pięścią.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obiecany xD Pozdrawiam wszystkich spragnionych wątku Oli i Wojtka :)
Miłego majowego weekendu!
Miłego majowego weekendu!
Martitta ugości Lady Spark i obejrzą Szczypiornistów na żywo!
Kraków <3